27 października 2010

Oksymoron

Macierzyństwo udomowione, zasiedziałe w domu z dzieckiem, nie pracujące zawodowo, nie przynoszące dochodów, w dżinsach i kufajce cierpi na totalny brak zrozumienia. I mimo, że część społeczeństwa najchętniej by wszystkie kobiety w domu pozamykała i z dziećmi siedzieć kazała, wnosząc okrzyki zachwytu nad tradycyjnym podziałem ról i zbawiennym wpływem kontaktu z matką (to musi być koniecznie kobieta), to sposób oceny matek domowych trąci myszką i stereotypem.
Kobieta siedząca w domu – czy ktoś widział kiedyś udomowioną matkę, która siedzi przez dłuższy czas swojego roboczego dnia? A jednak tak jest postrzegana: wygrzewająca się w piaskownicy, oglądająca z dzieckiem na kolanach książeczkę lub bajki, przy obiadku, łóżeczku itd. Siedzi? No przecież! Fajnie być taką matką i Miejska Mama bardzo by chciała, ale nie wie jeszcze jak. I jakoś znajome mamy udomowione tez nie wiedzą, nawet te super zorganizowane, ambitne, wspomagane przez wykwalifikowany personel. Po całodziennym siedzeniu są padnięte, znudzone, cierpią na potrzebę zrobienia czegoś dla siebie, pobycia same ze sobą. No w głowie im się przewróciło.
Matki udomowione, które zrobiły sobie przerwę w życiu zawodowym – są ponadczasowe. Między momentem kiedy odchodzą z brzuszkiem zza biurka a powrotem do niego panuje bezczas. W firmie najprawdopodobniej nic się nie dzieje, rynek się nie zmienia, narybek zawodowy z dyplomami nie puka do pośredniaka czekając na każde wolne miejsce, bo dla takich matek rzadko kiedy przewidywana jest oferta dokształcająca, umożliwiająca odnalezienie się po powrocie w nowych realiach. Ich czas to dzieci, nie nauka.
Jak przy takich założeniach namówić inteligentne, ambitne kobiety do rodzenia chmar dzieci?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz