21 marca 2013

Matka jest tylko jedna

Macierzyństwo to nie tyle biologia  a stan umysłu. 

Koniec długiego dnia. Bardzo długiego. Lista spraw do zrobienia wymięta. O stanie realizacji zadań  świadczy chybotliwy stan ciała. Miejska Mama ma dość. Marzy o relaksie. O kąpieli. Takiej z bąbelkami - jak jest dużo piany, to tego co pod powierzchnią nie widać i od razu samopoczucie lepsze. 

Od stanu zen dzieli Miejska Mamę jedynie maraton kolacja-dobranocka-kapiel-kładzenie. Byle spokojnie, cierpliwie. Niewiele różni doświadczoną matkę od wprawnego sapera. Wystarczy jeden fałszywy ruch, nie odpowiedni kabelek, pomyłka przy rozdzielaniu szczoteczek i BUM! Ciiiii, spokojnie. Jest dobrze. Kolacja przeszła bez awarii - gra nie do końca była czysta, bo Miejska Mama zaserwowała jajka. Gwarantowana owacja na stojąco. Dobranocka minęła niemal idealnie, nie licząc kilku kuksańców. Nieźle, nieźle...

Mayday! Mayday! Młodej puściły emocje i wyszarpała bratu garść kudeł. Kąpiel oddala się o kwadrans potrzebny na reanimację Młodego, który zalewa łzami kanapę. Zazdrosna Młoda ponawia atak. Trzeba ja siłą odciągać od wyjącego brata. 

Z lekkim poślizgiem parujące od ciepłej wody dzieci lądują w łóżkach. Miejska Mama pada na twarz. Ochoczo bierze się za usypianie, dając jak najlepszy przykłąd. Niestety, jak sie okazuje, niewystarczający. Kilkadziesiąd minut wiercenia się i upominania skutkuje wreszcie mairowym sapaniem.

Szczęśliwa matka wstaje. Gasi światła. Sprawdza, czy zakręciła gaz, zamknęła drzwi, nakarmiła kota. Wyłącza telefon. Gasi komputer. Wchodzi w strefę zen. Woda zachęcająco bulgocze wpadając do wanny, piana narasta, lustro paruje. Taaaaaak. Miejska Mama zamyka oczy. Coś przyjemnego...

- Mamo? A czemu ty tyle tej wody lejesz? A mogę do ciebie wejść? A mogę cię polać? Dlaczego nie po twarzy? Mamooo - Młody niemal wpadł cały do wanny sięgając po kubeczek do zbierania piany. Zaspana Młoda (dlaczego, dlaczego się obudzili?!) szykuje się do kąpieli.

Doświadczona matka wzdycha. I się dostosowuje:

Zasada pierwsza - nie ma wchodzenia do wanny. Wanna jest mamusi i won. Dla dzieci jest piana. Tylko muszą potem po sobie wytrzeć podłogę.
Zasada druga - za wszelką cenę ocalić resztki stanu zen: młode wyskakują z piżamek (zachlapane piżamki oznaczoną wycie, a Miejska Mama ma czas relaksu) i pod groźbą wydalenia z łazienki maja być cicho.
Zasada trzecia - szukaj pozytywów. Dzieci można wykorzystać do wielu praktycznych celów, jak na przykład podanie gąbki czy ręcznika.

Miejska Mama znów zamyka oczy. Woda przyjemnie bulgocze. Piana narasta. Dzieci....cóż, prędzej czy później się znudzą. Godziny pracy mamy za sobą. Na wychowywanie przyjdzie czas...po kąpieli.