30 czerwca 2011

Wolny – z zegarkiem w reku

Wolność to możliwość dysponowania własnym czasem. A z tym podczas rodzicielstwa bywa różnie. Na dwadzieścia cztery godziny rodzicielskiej doby czyhają nieustannie dzieci, współmałżonkowie i tabuny osób trzecich żarłocznie domagających się uwagi. A co najgorsze – nie uwzględniające potrzeb czasowych rodziców. No bo co taka mama czy tata może? Siedzi z dzieckiem czas jej przelatuje między palcami, to się przecież dostosować może do „normalnych” osób.

Nie!

Nie może, nie musi, a czasem, dla zasady nie powinna.

Czas jest cenny, i każdemu należy się prawo do jego dysponowania. Owszem, bycie z ludźmi zakłada kompromisy, ale te wymagają obustronnego poszanowania dla wzajemnych potrzeb i możliwości. Miejskiej Mamy nic tak nie wkurza jak brak szacunku dla jej planów, umawianie się i porzucanie spotkań i zdziwienie, że jako matka wychowująca ma kalendarz i może być osobą zajętą, czy, no to już niesamowite, – Z-O-R-G-A-N-I-Z-O-W-A-N-Ą!

W domu Miejskiej Mamy na wszystko jest czas i miejsce. Każdy z domowników ma prawo do realizowania swoich celów ale musi tez uwzględniać potrzeby innych. Młody, owszem, ma zagwarantowane co najmniej trzy i pół godziny spacerów z mamą, półtorej godziny pedałowania lub wygłupów z tatą, regularnie podawane posiłki (choć nie zawsze w tych samych miejscach), stałe godziny snu, kąpieli. Ale wiszący na ścianie grafik dotyczy wszystkich. I zarówno Miejska Mama jak i Idealny Tata maja w nim zagwarantowane prawo do bycia samym ze sobą czy realizacji własnych planów, szczególnie tych nierodzicielskich. Jest czas zabawy, imprezowania, pracy i wypoczynku. Czas dla rodziny, przyjaciół czy znajomych – bo przecież nie żyjemy w getcie czterech ścian. I nie ma, że nie można, że się nie da – z czasem to jak z portfelem – wszystko musi się bilansować bo z przemęczonym, sfrustrowanym czy znudzonym członkiem rodziny nikt długo nie wytrzyma.

Dlatego Drogi Rodzicu jeśli ktoś wmawia Ci, że Twój czas nie jest ważny, że nie robisz przecież nic ważnego i że wszystko jest kwestią priorytetów (oczywiście tych „ważniejszych”, drugiej strony) to całuj go w nos i rób dalej swoje. Jeśli nie potrafi się dzielić czasem może nie warto mieć czas dla niego?

18 czerwca 2011

Kabel niezgody

Chyba w każdym domu są takie punkty zapalne – nienaprawialne drzwi, niewymienialne Klamki, rzeczy, których zrobienie odkłada się na później...w nieskończoność. Kości małżeńskiej niezgody , takie nic, których załatwienie rozwiązałoby problemy na zawsze, ale jakość załatwić ich się nie da. Każdy remont, kolejna awaria czy małżeńska sprzeczka bezlitośnie wyciągają zarazę na wierzch, boleśnie przypominając o jej istnieniu.

W domu Miejskiej Mamy to kabel, który raz wisi, raz spada na mieszkańców znienacka, a do którego naprawy wystarczą dwa gwoździki i młotek. Jakakolwiek próba samodzielnej naprawy przez Miejską Mamę skazana jest na dziką awanturę, że się baba miesza, że nie potrafi, że zepsuje (ciekawie jak „bardziej” można to zepsuć?), że podważa autorytet, zniechęca do dalszych działań. Jednocześnie Idealny Tata palcem nie kiwnie, co by rzeczoną usterkę naprawić – bo na co by Miejska Mama miała wtedy narzekać? Jeszcze jakieś dyrdymały w głowie się jej zalęgną.

15 czerwca 2011

Zabierzcie łapy ode mnie!

Są takie chwile w życiu matki, kiedy czuje się osaczona. Z każdej strony wyciągają się do niej ręce: małe łapki dzieci, silne ramiona męża. Przytul, obejmij, dotknij, pocałuj, wytrzyj, potrzymaj. Ciało matki przestaje być jej, zanika wszelka granica intymności, znika jakiekolwiek poczucie komfortu psychicznego. Ciał jest za wiele, zbyt blisko, zbyt natrętnie. Nic tylko brać nogi za pas!
Miejska Mama przez chwilę miała wyrzuty sumienia, że ostatnio taka nietykalska się zrobiła. Młody podąża za nią krok w krok, gdzie ona się połozy, tam i on, gdzie przysiądzie – siada i syn, głośno oznajmiając, że było to jego miejsce, ale że maja tu siadać razem. Stęskniony Idealny Tata też podąża krok w krok, przysiadając się z drugiej strony. A o nogi ociera się kot, płaczliwie domagając się uwagi swojej pani. No bo jak wszyscy to wszyscy i kocica też!
A już najgorsze są noce. Łózko szerokości stu sześćdziesięciu centymetrów musi pomieścić: rozpychającego się Idealnego Tate, rozpychającego si Młodego, który nad ranem, we śnie, przytuptuje do sypialni rodziców, rozpychająca się na brzuchu Miejskiej Mamy kocicę, i tańczącą reggae siostrę Młodego, tymczasowo w brzuchu. Miejska, gniecie się pośrodku tej całej menażerii , jak szprotka King Size w puszce, a tu wszystko drętwieje, uwiera, i jeszcze ciążowa potrzeba przestrzeni życiowej – całych hektarów na brzuch i wiercące się nienarodzone. Ale nic z tego – ruszyć kobieta się nie może bo Młody odwarknie, Idealny Tata zamarudzi a kot ostentacyjnie zacznie skakać po meblach, za to że mu sen zakłócają.
Wyrzuty sumienia minęły, kiedy Miejska Mama usłyszała o matkach zamykających się w pokoju, żeby choć przez chwile pobyć same ze sobą, o podobnych jej kobietach nocą wymykających się do pustych łóżek swoich dzieci migrujących do sypialni rodziców, o rodzicielkach które choć raz w miesiącu muszą, bo inaczej nie dają rady, wyjechać z domu, gdzieś, gdzie będzie własne łóżko, a zbawienny brak bliskich pozwoli choć na chwile przypomnieć sobie o naturalnych granicach, jakie miały przed założeniem rodziny. I dobrze – choć na chwile ich ciało należy tylko do nich. Chyba, że tymczasowo znów są w ciąży...