31 maja 2012

Outsourcing


Miejska Mama zapytała znajomych rodziców: jak wy to robicie, że godzicie i dzieci, i dom i pracę. Jak? Bo Miejska Mama tonie. I miota się. W dzień, jeszcze wiadomo – od świtu do zmierzchu etat niańki, opiekunki, pielęgniarki, kucharki i sprzątaczki przerywany slalomem wizyt lekarskich, rehabilitacji, spotkań towarzyskich, zakupów, imprez dziecięcych. A wieczorem, kiedy matka pierwotna szła spać, matka współczesna (zdaniem Miejskiej Mamy pod tym względem lata świetlne za swoją praprzodkinią) zaczyna żyć, realizować się, planować, nadrabiać i ...frustrować.
Co wybrać, kiedy wszystko zalega:
                    rozmowy z Idealnym Tatą, których nie ma kiedy odbyć
                    książki nieprzeczytane, do których oko ucieka
                    praca niezrobiona, co to ja już naprawdę skończyć trzeba
                    zniecierpliwieni znajomi, co tez po zmroku tylko spotkać się na spokojnie mogą
                    sterta prania, co zalega stwarzając zagrożenie dla życia i zdrowia, na fotelu
                    filmy nieobejrzane, o których dyskutują wszyscy wokół (to akurat najmniejszy problem, bo jak i tak spotkać się nie można, to podyskutować tym bardziej, a zza sterty i tak monitora nie widać już dawno,
                    sen, co to go ciągle za mało
                    i wiele takich
Dokonując za każdym razem trudnych i bolesnych wyborów, Miejska Mama, zwierz  wyzyskujący ekonomicznie swojego męża, myśli z przerażeniem co by było, gdyby wróciła na full time do zakładu. Jej nerwy ukoili pracujący rodzice – rozwiązanie nazywa się outsourcing.
Tym niezwykle eleganckim określeniem ujmuje się wszystko to, co rodzic może zrobić sam, ale nie musi. Bo może to scedować na innych. I ceduje.
Niestety, nawet sięgając po pomoc z zewnątrz, rodzice – i nie dotyczy to tylko tych zawodowo pracujących – przyznają się do niezaspokajania swoich potrzeb. Nieprzeczytane książki się piętrzą, wiadomości, którymi żyje otoczenie uciekają, a efektem braku czasu dla męża na co dzień jest jego panika, kiedy posadzić go na kanapie i zaproponować rozmowę. W efekcie można usłyszeć lękliwe - „Chcesz mi powiedzieć, ze się rozwodzimy?!”. I co z tym zrobić?
Oczywiście, pierwszym rozwiązaniem, które przychodzi do głowy jest odpuścić sobie. Skoro nie gościmy na co dzień koronowanych głów, szefów państw, ani celebrytów z towarzyszącym im zastępem kamer i aparatów fotograficznych, może warto nieco obniżyć poprzeczkę i robić tylko to, co naprawdę konieczne lub rzeczywiście dla rodzica ważne. Rozwiązanie drugie – przeczekać starając się mimo wszystko walczyć o swoje. Z tą myślą Miejska Mama zasypia. Z nieuprasowanym praniem, bez rozmowy z mężem (akurat go nie ma, więc nie boli), bez zamkniętej roboty, z otwartą książką na twarzy. Ale zasypia o 22.00! A to oznacza, że ma przed sobą naprawdę długa noc. I gwarancję, że jutro będzie miała pełne akumulatory i mężnie stawi czoła całemu światu jako Super Matka.

26 maja 2012

Dzień Matki


Tort ze zważonym kremem, kolorowe korale z makaronu – handmade, plastikowe, okropne, zakupione w przyszkolnym sklepiku za ostatnie kieszonkowe wisiorki, wymięta laurka, bazgroł na bazgrole. To masz na początku. Wzruszenie, lekkie zakłopotanie, kiedy nieletnie rączki wkładają biżu na mamina szyje, która za chwilę ma się stać szyją publiczną. Tyle na początku.
Pod koniec: niecierpliwe i nieskończone czekanie, czy tym razem będzie pamiętać, czy zadzwoni. Rozczarowanie, że wpadło tylko na chwilę, bo z pracy spieszy się do domu, do matki swoich dzieci. Tęsknota i żal, kiedy nie przyjdzie wcale. Bo nie ma czasu, bo nie chce, bo już nie pamięta.
Dzień Matki – dzień napuszony, dzień niezwykły, dzień niezrozumiały.
Miejska Mama jest matką jak cholera. Dwie duszyczki na karku. Pełen etat. Dobrowolna, maniakalna potrzeba otaczania się innymi rodzicami, a przez to i ich dziećmi. Odruch wycierania nosów, przejmowania dzieci, nerwowego rozglądania się za źródłem płaczu.
Miejska Mama nie uważa się za matkę wzorową, ale pociesza się, że rzadko która się uważa.
Miejska Mama nie cierpi dnia matki, odkąd matką została.
Bo jeśli jej jest to dzień to powinna:
  • móc go spędzić jak chce, czytaj: wypoczywając
  • móc go spędzić z kim chce: ok, najpierw odebranie hołdów od dzieci, wyrazów uznania od męża, prędko do własnej rodzicielki na formalizmy, a potem najchętniej gdzieś (być może z własna rodzicielką) się urwać, gdzie miło, sympatycznie, komfortowo
  • móc się, choć ten jeden dzień w roku, nie spieszyć, a nie spieszyć się trudno kiedy matka musi obskoczyć co najmniej dwie imprezy i jeszcze w normie dzieci utrzymać i męża przypilnować, co by o własnej matce pamiętał
Miejska Mama nie widzi potrzeby czołobicia, że matką jest. Spora część populacji odniosła ten sam sukces. Zrobić sobie dziecko raczej nie trudno. Wychowywać wychowują i ojcowie i dziadkowie i opiekuni urzędowi. Miejska Mama o tym, że jest matką przypomina sobie wielokrotnie w ciągu dnia. Dumna z bycia matką również bywa często. A szczęśliwa – kiedy Młody obejmuje za szyję swoimi lepkimi łapkami, całuje zaflukana buzią i krzyczy prosto w ucho jak kocha swoją mamę.
Dzień Matki, owszem, formalnie obchodzi. Ale – serio – co do formy i celowości takowego ma duże wątpliwości.