Kalendarz to przenośna pamięć –
setki dat, wydarzeń, adresów, których nie sposób zapamiętać.
Miejska Mama ma dwa. Jeden, malutki, pakowny, śliczny wędruje z
torby do torby. Zależnie od okazji rozpycha się w pojemnych
kieszeniach torby dziecięcej, gubi się gdzieś między laptopem a
aparatem fotograficznym, wciska w niezmiennie za ciasną (niezależnie
od rozmiaru) damską torebkę. Zawsze czujny, zawsze na bieżąco,
choć nastawiony tylko na naprawdę ważne sprawy.
Lekarze, spotkania, wyjazdy – rzeczy,
których lepiej by było nie zapomnieć, niezmienne, zależne od
czyjegoś widzimisię czy zakupionych biletów.
Drugi kalendarz jest pojemny.
Zabazgrany szlaczkami, skreśleniami, przenoszonymi terminami,
wykrzyknikami, uwagami. Porysowany długopisem przez Młodą, pomięty
przez Młodego, który w akcie szału nim rzucił leży sobie dzień
w dzień gdzieś między kanapą (domowe centrum dowodzenia) a
regałem z książkami (bo bezpiecznie i wysoko). Wielki, mieszczący
na jednej kartce całą dobę mieści w sobie zawartość
eleganckiego mikrusa i wszystko co dzieje się na co dzień. Młody
ma bal karnawałowy? - zapisane.
Przyjeżdżają zakupy? - zapisane.
Trzeba zaplanować wyjazd na ferie,
żeby z biletami zdążyć? - zapisane.
Umówić termin na ważne spotkanie, co
to od niego zależeć może wszystko? - zapisane.
Rzeczy ważne i nieważne stoją obok
siebie, mieszają się sprawy rodzinne i zawodowe, samo życie
zamknięte na czterystu stronach w twardej okładce. Czarnej, żeby
się mniej brudziła.
Miejska Mama bardzo przywiązana jest
do swoich kalendarzy. Bez nich czuje się jak bez kompasu w dżungli
codzienności. Ale czasem sama ma siebie dość za te zakreślone
czerwonym kółkiem niezrealizowane zadania, za przeniesione terminy,
odroczone działania. Gromadzą się po cichu a potem nagle spadają
lawiną dobijając Miejską Mamę poczuciem niemożności,
nieskuteczności i przeświadczeniem o własnej słabości.
Żeby się nie gromadziło Miejska Mama
ma postanowienie na ten kolejny, nowiutki, 2013 rok: jeden dzień,
jedno zadanie z jednej kategorii. I tak się tego codziennie uzbiera,
bo ogarnięcie domu, rodziny, różnych instytucji i własnych
zamierzeń wymaga wielu zapisanych wierszy.