09 maja 2010

Rodzice na drugą zmianę

Plac zabaw to wspaniałe miejsce do podpatrywania jak inne mamy radzą sobie z potomstwem – takie było założenie Miejskiej Mamy kiedy jej latorośl osiągnęła wzrost i umiejętności umożliwiające wstęp do społeczności piaskownicowej. Niestety, praktyka zweryfikowała matczyne poglądy.
Na placach zabaw przez większość dnia nie ma zbyt wielu mam czy ojców. Dzieci są, owszem, występują licznie, ale towarzyszą im głównie panie w wieku studenckim bądź emerytalnym: nianie i babcie, na które wielu rodziców ceduje swoje obowiązki, zwłaszcza, jeśli nie należą do szczęśliwców którym udało się wygrać miejsce dla dziecka w żłobku czy przedszkolu.
Rodzice in spe królują więc wśród piaskownic i zjeżdżalni. Nianie segregują się wiekowo – czyli okres przed rozrodczy po jednej stronie, uniwersytet trzeciego wieku po drugiej stronie. Nic dziwnego: mają zwykle różne poglądy na wychowywanie dzieci i rożny temperament. Dzieci na podziały nie zważają, bawiąc się wszystkie razem. Tak jest w godzinach przedpołudniowych.
Po południu, a nawet pod wieczór skład placowy się zmienia. Relacje również. Miejska Mama uwielbia wówczas dołączać do społeczności placowej, bo jest na co popatrzeć. Na huśtawkach, zjeżdżalniach, domkach na palach, wśród lin, łańcuchów i dołów w piasku są dzieci przy których bawią się dorośli, głównie kobiety, ale nie tylko. I są zupełnie inne niż te przedpołudniowe. Są roześmiane, a-b-s-o-l-u-t-n-i-e skupione na maluchach, cierpliwie stawiają godzinami babki z piasku, jedzą piaskowe zupy, wciskają się w za małe zabawki. To pracujące mamy i pracujący ojcowie, którzy wracając do domu odbierają potomstwo z odpowiednich placówek i pędzą na place zabaw, żeby choć przez te dwie godziny dziennie spędzić czas z dziećmi. Tak, dwie godziny, bo jak wyliczyły znajome Miejskiej Mamy – pracujące mamy – tyle w sumie czasu przypada na kontakt rodzica z dzieckiem. Mało? Tyle jest, ale jak rodzicom zależy to na prawdę są w stanie wspaniale spędzić ten czas z maluchami. Dzieci nie bawią się już tak chętnie razem, ale bardziej skupione są na rodzicach. Niesamowitą przyjemnością jest oglądanie jak spędzają razem czas.
Oczywiście, zdarzają się i inne obrazki. Miejska Mama ma nawet ulubiony plac, na którym można je dość często zobaczyć. Koło szesnastej – siedemnastej pojawiają się na nim tatusiowie pchający wózki. W środku są malutkie dzieci, najprawdopodobniej jeszcze na etapie urlopu macierzyńskiego ich mam, ale zdążają się i chodzące kilkulatki. Tatusiowie mają obowiązkowo ciemne okulary, a przynajmniej kaptury, za którymi chowają się po przekroczeniu ogrodzenia placu zabaw, rozkładają na ławkach i...idą spać. W tym czasie dzieci śpią, lub ganiają samopas z kolegami będącymi w tej samej sytuacji. Jest obowiązkowy spacer? Jest. Pomoc żonie znudzonej i zmęczonej opieką nad nieletnimi odbębniona. I można spać dalej.

1 komentarz:

  1. ja jestem taką pracującą mamą, która czas z dzieckiem, a właściwie z dwójką dzieci, rozdziela na cenne sekundy, by wydobyć ich z nicości więcej. Znam zawodowo takich tatusiów, którzy celowo zgłaszają się do wyjazdów delegacyjnych, by móc w hotelach, za które zapłaci im firma, po prostu się wyspać. Ale są i inni. Znam takiego jednego. Mojego jedynego. Czas jego i naszych dwóch małych kobiet, jest niepowtarzalny. Obie szaleją za nim, mama jest ważna i potrzebna, ale to tata jest bogiem. Mamy dwie córunie tatunia. I nikt nie potrafi zjeść tyle babek z piasku, co on ;) Mooocno pozdrawiam i życzę, byś i takich tatusiów spotykała na placu ;) Ania, mama Zosi i Basi

    OdpowiedzUsuń