22 maja 2010

Mama udomowiona

- Jak będę miała dziecko, to sobie wreszcie odpocznę. Posiedzę w domu, pochodzę na spacery, wreszcie pożyję naprawdę – mówiły i mówią nadal znajome Miejskiej Mamy, kobiety pracujące. Na co dzień w szpilkach, z kalendarzem w ręku i ciągłą gonitwą z czasem, marzą o sielskim macierzyństwie z dziecięciem na ręku. Jak na filmach...
Po macierzyńskim wychowawczy, no bo kiedyś trzeba odetchnąć od ciągłych stresów, mordodarcia kierownictwa, które co i raz zmienia decyzje.
Przez rok, może nawet trzy, przyszłe mamy zamierzają uszczęśliwiać się robiąc weki z dzieckiem u fartucha, podróżować po egzotycznych krajach z potomstwem w chuście, czy odwiedzać galerie w stolicach świata z maleństwem cichutko pochrapującym w wózku. Bosko! Miejska Mama też tak chce!
Niestety, jak doświadczenie pokazuje, marzenia nie do końca znajdują odzwierciedlenie w realnych warunkach.
Mamy, które z bycia businesswoman przeszły na rodzicielstwo pełnoetatowe, raczej rzadko pędzą sielski żywot. Owszem, są takie chwile, które mogłyby trwać i trwać. Kiedy dzieci zachowują się jak te na reklamach, znajomi i rodzina podziwiają umiejętności wychowawcze ich rodzicielki a zakochany mąż rozrzuca kwiaty na drodze żony. Ale niestety większość czasu to rutyna dzieciowo-domowa. I to właśnie ta rutyna najbardziej boli.
Etatowe mamy budzą się z listą spraw do załatwienia. I nie ważne, czy na liście priorytetów jest codzienne wymalowanie mieszkania, wyprasowanie zasłon i rozwiezienie dzieciarni po mieście na zajęcia co to je mają niby lepiej przygotować do życia, czy "jedynie" przetrwanie kolejnego dnia z gro gromadką u boku, ważne że te czynności są wciąż takie same. Dzień w dzień łóżek słanie, dzieci kąpanie, karmienie, sprzątanie po i przed, spacery, drzemki, zakupy, obiady, żelazka i pralki, odbieranie, odprowadzanie, masowanie, męża witanie. I nie pomoże tu nawet pomoc domowa, bo jest tylko, co prawda niezwykle pomocnym, ale powtarzalnym elementem dnia.
I nawet jeśli od czasu do czasu zdarzają się tzw. wyjścia, wizyty, wypady, to giną z czasem przysłonięte monotonią codziennych czynności.
Ne ma jednak co pisać o niesprawiedliwości losu etatowych mam, ich udręczeniu, upokorzeniu czy innych dyrdymałach. Znane Miejskiej Mamie mamy zwykle świadomie zdecydowały się na swój los żony i matki. Wiedzą, ze od ich roli zależy w rodzinie bardzo dużo, a ich praca ma sens, choć efekty widać zwykle dopiero po wielu latach. Jest jak jest. Praca jak praca. Tyle, że dość nudna, przynajmniej w ocenie kobiet, które jeszcze kilka lat temu nadawały się na strony magazynów dla aktywnych pań. Mamy udomowione potrafią jednak w tej rutynie być szczęśliwe. Zwłaszcza jeśli współmałżonek poczuje się do odciążenia żony w weekend czy popołudniem, kiedy mama zgodzi się wyjść choć na chwilę z domowych fartuchów i odetchnąć wolnością. Niestety, nie łatwo jest zrobić sobie przerwę w pracy, która jest całym życiem – domem i dziećmi – ale można, a nawet trzeba.
Konkluzja – zanim przyszłe matki, obecnie kobiety pracujące, zdecydują się na rolę mamy udomowionej, warto żeby zastanowiły się, jak daleko sięga ich cierpliwość do domowych pieleszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz