22 września 2010

Quo Vadis Matko

Cel uświęca środki – taka zasada. Ale co, kiedy celu nie ma, albo się gdzieś w życiowych zawirowaniach gubi? To problem wielu mam – kiedy pojawiają się na świecie dzieci cele wirują, a czasem znikają. Bez wewnętrznego kompasu trudno sobie na nowo życie układać.

Na początku jest dzień a po dniu noc. Czas zabaw i wypoczynku. Życie ciągnie się radośnie, bezcelowo, zmieniają się tylko pory roku, a lata odliczane są kolejnymi prezentami urodzinowymi. Potem człowieka objuczają za dużym plecakiem i w imię wyższych celów – ucz się synu, to na ludzi wyjdziesz – prowadzają do szkoły. Pierwsze świadome cele są najczęściej narzucone i mają charakter szantażu – jak się będziesz dobrze uczyć, to pójdziesz do kina, na podwórko, pojedziesz na rejs, czy wyprawę w dalekie kraje. W dorosłość ludzie wchodzą pod rękę z Urzędem Pracy lub Stanu Cywilnego , bo najwyraźniej bezrobocie jest nie ludzkie, tak jak samotność. I koniec podpowiedzi. Dalej człowieku radź sobie sam i własne cele obieraj. A dziś to nie łatwe, bo i za duży wybór dróg i środków co niemiara.

Kiedyś człowiek rodził się i wiedział w którą stronę ma iść. Wyżej czoła nie podskoczy, gdzie ojce były tam i on będzie, a jak ma aspiracje to i sił mu starczy na wyrwanie się z losowej koleiny. Teraz każdy może być kim chce, lub kim widzi go środowisko, i odpowiednie cele sobie wyznaczać.

I tu pojawia się dylemat matek: jaki cel ma je dalej przez życie prowadzić. Która droga da im spełnienie, satysfakcje, pozytywną opinię społeczeństwa?

Czy ich życiową rolą ma być niańczenie i wyprowadzenie na ludzi potomstwa? Własna edukacja i szeroko pojęty rozwój? Szczęście cieszenia się życiem czy kariera zawodowa? Co ma być priorytetem a co może poczekać? Mętlik w głowie, blokada działań i stres. Miejska Mama wali głową w ściany i przeklina dzień, w którym postawiła sobie to pytanie. Myśli, myśli a możliwości coraz więcej. Pyta, kogo może, a odpowiedzi się mnożą, albo co gorsza – ich brak. Bo jak się okazuje wielu ludzi bez tej wiedzy może żyć. I to nawet szczęśliwie.

1 komentarz:

  1. Wydaje mi się, że właśnie dlatego szkoły typu "Montesori", gdzie uczy się dzieci stawiać własne cele i je realizować, są takie fajne. Szkoda tylko, że tyle kosztują...

    A na sens życia polecam książkę Bennewicza "Coaching, czyli przebudzacz neuronów". Mi swego czasu dużo uzmysłowiła "piramida potrzeb" Maslowa.

    OdpowiedzUsuń