19 marca 2010

Przemeblowanie

Nic tak bardzo nie mobilizuje do przejrzenia zawartości szaf, półek i skrytek jak narodziny dziecka. Na skończonym i wypełnionym już po brzegi domowym metrażu trzeba wygospodarować miejsce dla kolejnego członka rodziny, który z czasem będzie obrastał stertą rzeczy. Najpóźniej po pół roku bezradni rodzice w poszukiwaniu pustych przestrzeni wdrapują się na strych, schodzą do garażu, lub znacząco przymawiają się do krewnego, który szczęśliwym trafem ma dużą garderobę.
Niekontrolowany przyrost materii to nie jedyny problem. Po kilku miesiącach okazuje się, że bezpieczne, dobrze zorganizowane mieszkanie to pojęcie względne.
Młody człowiek rośnie, rozwijają się jego zdolności motoryczne i po pewnym czasie w dolnych szafkach na gwałt potrzebna jest zasuwka, a tam gdzie jej się nie da założyć, trzeba ewakuować kolorowe płyny wypalające dziurę w gardle, super ostre noże w sam raz dla małych rączek i cenne miniatury, pamiątki po prababci, tak delikatne, że nawet dziecko poniżej roku z łatwością je podrze, przegryzie i zaślini.
Rodzice znudzeni nieustanym odsuwaniem potomstwa od rzeczy z pewnością nie przeznaczonych dla niego w pewnym momencie starają się wszytko podnieść wyżej, głębiej, dalej. Ale i to posunięcie jest bez sensu, bo młody człowiek rośnie, a im wyższy tym ciekawszy. Poza tym nie wszystko można łatwo przełożyć i ukryć. Sprzęt kominkowy, z pogrzebaczem na czele trudno wyprowadzić do garażu, skoro kominek jest w salonie. Zasłonięcie komputera szafką jest dość fatygujące i bezsensowne, zwłaszcza, jeśli chce się pracować, a przeniesienie garnków z szafek podblatowych pod sufit to pierwszy krok do regularnego jedzenia poza domem. Pralki, zmywarki nie da się schować przed ciekawskimi łapkami, które w zapamiętaniu majstrują przy kolorowych światełkach, guziczkach i pokrętłach.
Od kiedy Młody dumnie stanął na nogach, co daje mu przewagę osiemdziesięciu centymetrów plus wyciągnięte łapki, Miejska Mama nigdy nie wie, czym skończy się pranie. A zwłaszcza, że pierworodny uważa że najlepiej prać w temperaturze dziewięćdziesięciu stopni z wirowaniem na maxa. Codzienną rozrywką stało się zgadywanie czy zmywarka myła, płukała czy tylko suszyła. Żelazko w tajemniczy sposób wędruje na środek salonu, ciągnąć za sobą pompkę do roweru, kocią kuwetę i ulubione buty Mamy, związane wyrwanym ze ściany kablem i wypchane kluczami do domu.
Próba zracjonalizowania problemu i zastąpienia części półek rodziców rzeczami dziecka zakończyła się klapą - książeczki i zabawki fajna rzecz, ale dużo większą radość Młodemu sprawia wertowanie"dorosłej" literatury i czasopism, wyrywanie i nadgryzanie w co ciekawszych miejscach. Żadna zabawa nie może się równać wyścigowi Młodego i Miejskiej Mamy usiłującej uratować własny dobytek.
Zamykanie drzwi i zastawianie przejść również skończyło się porażką, bo Młody szturmem je bierze, radosnym wyciem ogłaszając sforsowanie kolejnej przeszkody. Jak do tej pory każdy matczyny fortel okazywał się tymczasowy, na najbliższe dwadzieścia - trzydzieści centymetrów, lub do odkrycia przez synka sposobu w jaki go obejść.
Miejskiej Mamie pozostaje więc głęboka wiara w trwałość dobytku i odporność na urazy własnego dziecka. Popijając ziołowe tabletki meliską może patrzeć na pierworodnego i słuchać zauroczonych synem gości, którzy jak mantrę powtarzają: to niesamowite jak te dzieci szybko rosną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz