07 listopada 2009

Wolność? Tylko dla wybranych

Każda z mam czeka na ten moment, a kiedy już nastąpi zastanawia się, kiedy to się do cholery skończy. Pierwszy przewrót, pierwszy pełz, pierwszy krok- milowe osiągnięcie potomstwa,wydarzenie na skalę lądowania człowieka na księżycu, powód wymiany informacyjnej z całą rodziną w drastyczny sposób ogranicza wolność matki. Bo od tej chwili nie wystarczy już przewijać, karmić, kąpać, zabawiać. Teraz liczy się szybkość, sprawność manewrowa: kto pierwszy doścignie: krańca kanapy, kontaktu, kabla, kota, szuflady, otwartej skrzyni z narzędziami, rury odpływowej, komputera, i wielu innych rzeczy, o które do tej pory uważane były przez domowników za względnie bezpieczne, jeśli wręcz niewidzialne. Żeby przetrwać z mobilnym dzieckiem nie wystarczy logistyka, liczy się refleks i spryt przewidywania, co nasze kochanie postanowi tym razem pożreć, z czego chce spaść i gdzie zamierza ulokować swoje zwinne łapki. Przyda się umiejętność szybkiego dotarcia do kranu z zimną wodą, apteczki, pogotowia, środków uspokajających dla matki, czy choćby butelki wina, co by uspokoić rozedrgane macierzyńskie ręce (byle nie przesadzać, bo wstawiona matka ma spowolnione reakcje). Nie zaszkodzi powiesić w widocznym miejscu listy telefonów alarmowych, z psychoterapeutą dla matki na pierwszej pozycji.
Nie da się ukryć, sytuację utrudnia euforia, której dostają dzieci po uzyskaniu umiejętności motorycznych. Ich siły są niespożyte, apetyt na przygody niewyczerpany, entuzjazm odkrywcy przeogromny, a osiągana prędkość zadziwiająca jak na tak małe stworzenia.
Miejska Mama przez dziewięć miesięcy dzielnie stawiła czoła nieprzespanym nocą. Z uśmiechem na ustach i nieustanna cierpliwością przeszła przez pierwszą chorobę, ząbkowanie, rehabilitacje, pierwsze bunty. Dumna z siebie oczarowywała otoczenie poziomem organizacji i samopoczuciem. Do czasu. Po niecałym tygodniu prób nadążania za pełzającym Młodym była bliska załamania nerwowego. Łzy gromadziły się w oczach, kiedy nerwowo zerkała na nadciągający kataklizm w postaci jej syna. W stresie obgryzała paznokcie kiedy po kilku godzinach okrzyków zdobywcy w domu zapadała cisza. Nie oznaczała ona bynajmniej snu Młodego. Brak dźwięku zazwyczaj zwiastował kłopoty. Pytaniem pozostawało jedynie co tym razem i czy to przeżył. Na marginesie pozostawało sprzątnąć porozbijane skorupy, połamane plastiki, wygięte rury, rozsypaną ziemię.
Wieczorem nie było cienia szansy na lekturę czy prace własne. Miejska Mama, z szarą masą zamiast mózgu, była w stanie tylko zalec w kąpieli z nadzieją, że ten mały potwór się nie obudzi, a jeśli nawet, to zapomni że ma matkę i przyciągnie do siebie Idealnego Tatę. Dziecko przecież też ma prawo do ojca, prawda?

1 komentarz:

  1. Czy przywiązanie dziecka do kaloryfera jest nieetyczne?

    OdpowiedzUsuń