17 marca 2011

A zostawcie nas, w diabły, w spokoju!

Miejską Mamę absolutnie dobija szczucie ideologiczne matek. Raz dowiadują się, że są pasożytami społecznymi, bo siedzą w domach, chwilę później, że są zimno kalkulującymi karierowiczkami, bo dzieci porzucają i do pracy idą. Raz naukowcy udowadniają, że dziecko oderwane od matki przed trzecim rokiem życia ma szanse skończyć jako debil lub degenerat, innym, że nie oddane do placówki wychowawczej zdziczeje, wyrośnie na egoistę i aspołecznego wyrzutka.
Ustalmy – ideolodzy mówią o wyborach. Świadomych. A ile kobiet tak naprawdę wybiera? Liczba matek z wyborem jest ograniczona, bo: albo nie mają kasy, żeby wychowywać samodzielnie, i muszą oddać do żłobka, niani, babci, czy kto tam się zgodzi, albo: zwolnili je z pracy i nie mają gdzie wrócić, albo jeszcze nie zwolnili ale zwolnić mogą, albo nie maja kasy na żłobek, nianię, a dzieckiem ktoś zająć się musi.
To raz. Dwa - te które mają wybór zawsze za niego płacą. Albo własnymi ambicjami, albo tęsknotą. Kwestia osobowa, jak długo trwa adaptacja.
Trzy. Nikt nie pyta, dlaczego ojcowie nie biorą udziału w tych wyborach. Że więcej zarabiają? O ile? Tak realnie? Miejska Mama zna ojców, którzy poświęcili własne kariery, zdegradowali się niejako społecznie i siedzą po piaskownicach. Stale, albo na część etatu. Bo tak ustalili z partnerkami. Bo sami tez chcieli mieć te dzieci i świadomi byli kosztów, jakie poniesie za to rodzina. W czym są gorsi mężczyźni, że odbiera im się prawa w byciu podmiotem tak ważnej dyskusji?
Cztery – Miejska Mama sądzi, że liczba kobiet zmuszanych do urodzenia dziecka to margines. Same się na to decydujemy z właściwych sobie, indywidualnych powodów. Decydując się na ciążę, decydujemy się na jej możliwe konsekwencję. Live is brutal and full of zasadzkas. Oczywiście, bywa tak, że plany sobie a realia sobie, o czym kto jak kto, ale Miejska Mama wie doskonale. To co ratuje rodziny w takich sytuacjach nazywa się „zdolności adaptacyjne”. Ideologie są na dalszym planie. Ale boli, kiedy za decyzje, nie zawsze własne, kobiety są metkowane – w jedną lub druga stronę.
Pięć – zakładanie a priori, że kobiety robią sobie dzieci dla przerwy w pracy, z chęci ucieczki przed obowiązkami zawodowymi, jest równie chore jak przypuszczanie, że robią to wyłącznie z czysto egoistycznych pobudek, po czym „produkt” oddają w obce ręce. Statystyki pewnie takie przypadki wykażą, ale raczej trudno je znaleźć w realu.
Sześć – kobiety nie chcą rodzić dzieci bo ich na to nie stać. Ile z Was liczyło kasę zanim zaszło w ciążę? Miejska Mama zna różne rodziny – i liczne i jedynakowe, patologiczne i takie, które sama sobie stawia za wzór. Kasa, to kwestia drugorzędna i raczej jej deficyty zauważa się po przyjściu na świat dziecka, a nie przed. A kolejne dziecko...to już inna skala wydatków, bo i potrzeby są inne. Nie ma takich samych rodzin, każda ma swoje priorytety i brak pieniędzy Miejskiej Mamy jakoś nie przekonuje. Kwestia wyborów.
Siedem – kobiety kobietom zgotowały ten los. Panowie raczej pozostają w cieniu. Nikt tak nie szczuje ideologicznie matek jak inne matki. Co która wybrała, lub los wybrał, taki model lansuje, uważając za „najlepsiejszy”. Nie popatrzy na konteksty, nie zastanowi się nad własną ceną – moje jest lepsze. A może to właśnie kwestia kompleksów?
Osiem – jeśli rzeczywiście, dla dobra dziecka (dobro matki jest już tradycyjnie pomijane) opieka domowa powinna trwać dłużej lub krócej, to dlaczego do właściwej ideologii nie dopasuje się długości urlopów macierzyńskich i wychowawczych? Aaaaa?

W najbliższym czasie czeka Polskę, a zwłaszcza Polki, walka o ich macice i życiowe cele. Wiadomo – ktoś ten naród wykarmić musi. Żeby zachować zdrowy rozsądek i nie popaść w skrajności czy frustracje warto pamiętać, że chodzi tylko i wyłącznie o wspólną kasę. Ideologia, realia społeczne, własne wybory są tylko narzędziami. Mogliby się wreszcie odczepić, przestać perfidnie grać na emocjach kobiet.

10 marca 2011

Bać się czy nie bać?

Polskie nianie są drogie, niekompetentne, przypadkowe – wynika z opinii ekspertów, przeprowadzonych badań i doniesień medialnych. To albo osoby niedojrzałe do wychowywania dzieci – studentki, albo osoby przejrzałe – emerytki. Nie mają odpowiednich kursów, badań, a często i rekomendacji Zdaniem guru niań w Polsce powinny mieć przynajmniej stempelek sanepidu, zaświadczenie o szkoleniu z pierwszej pomocy, papiery, że się doszkalają z dzieci. Nie mają. Nie chcą mieć. Na szkolenia nie chcą chodzić. Bo po co – bycie nianią traktują jako pracę dodatkową, tymczasową, na czarno. I nie chcą tego zmieniać. A jak nawet, to nie za takie pieniądze, jak mają. A mało nie mają, biorąc pod uwagę wydatki znanych Miejskiej Mamie rodziców.
Ale jednak rodzice je zatrudniają. Często bez referencji, bez dogłębnej rozmowy na temat światopoglądu niani, jej pomysłów wychowawczych, bez choćby propozycji, co by spotkać się w domu niani i zobaczyć z kim naprawdę rodzic zostawi swoje dziecko. I nie ma się co potem dziwić, że dzieci są zaniedbane, stresowane, niedopilnowane. Drodzy rodzice – macie co chcecie. Jeżeli kryterium wyboru niani jest jej dostępność czasowa i jak najniższa cena, to nie ma co oczekiwać Mary Poppins.
Z drugiej jednak strony Miejska Mama się nie dziwi zdesperowanym rodzicom. Pracować muszą, rodziny często w miejscu zamieszkania nie maja, żeby im dziecka dopilnowała, edukacja początkowa, na poziomie żłobka to finansowy koszmar. Dwu semestralne czesne na uniwersytecie jest niższe niż roczna opieka nad roczniakiem! I dobrze, jeśli się miejsce znajdzie! Więc muszą te dzieci gdzieś wcisnąć, komuś podrzucić. Niania wydaje się być najlepszą opcją.
To co najbardziej Miejską Mamę boli, to ocena pracy wykonywanej przy dziecku, która cichaczem wychodzi przy okazji rozwodzenia się nad wątpliwej jakości nianiami. Pieniądze, pieniędzmi, ale tak naprawdę niewielu rodzicom przychodzi do głowy zastanawiać się nad kompetencjami opiekunki do dziecka, bo przecież ona „tylko siedzi z dzieckiem”! Jakie wychowanie? Jaka edukacja od najmłodszych lat, odpowiedzialność za kształtowanie małego człowieka? A kogo to obchodzi?! Dziecko to piaskownica, butelka, pielucha, kaszka, zmiana mokrych spodenek i tyle. Zamiast czepiać się tylko niań (choć na prawdę chyba warto sobie przemyśleć temat) może lepiej wziąć pod lupę wyobrażenia i ocenę matek i nie-matek spędzających czas z dzieckiem non-stop.