Wieczór
przychodzi zawsze za późno. Po kilkunastu godzinach opieki nad dziećmi i
ogarnianiu domowych obowiązków są już zmęczone. Każda kolejna niewykorzystana właściwie godzina
zbliżająca je do końca dnia – siódma przechodząca w dziewiątą, dziewiąta w
jedenastą - to strata.. Nocne Matki są jak
wilkołaki.
Za dnia nie
do rozpoznania w tłumie. Przepychają się ulicami ciągnąc za sobą dzieci.
Truchtem przebiegają przez supermarket z koszykiem zawierającym dzisiejszy obiad,
kolację i co najmniej jutrzejsze śniadanie. Na zmianę szorują podłogi i
umorusane twarze. Pracują na śmiesznych etatach, byle móc ogarnąć rodzinę.
Zakopane w rachunkach, urzędowych pismach, kwitach z pralni i absurdalnych
ankietach z placówek edukacyjnych.
Kiedy zapada
zmierzch Nocne Matki się stroszą. Gdzieś między lodówką a wanną z pluskającymi
dziećmi zaczynają gubić miniony dzień. Szybciej, szybciej – byle zakryć już
zasypiające ciałka i móc się do końca przepoczwarzyć. Kiedy w domu zapada cisza
do głosu dochodzi druga natura Nocnych Matek. Wreszcie mają czas dla siebie.
Wreszcie stają się „równorzędnymi” koleżankami kobiet, które za dnia miały czas
dla siebie. Przecież one też maja swoje plany, ambicje i cele. W blasku
księżyca, w amoku, stukają w klawiaturę, szyją, malują, projektują, planują.
Nie, mężu, nie podchodź! Jeszcze noc młoda. Ciiii dzieci, nie płaczcie, tatuś
was przytuli. Nocne Matki pracują jak szalone. Noc jest krótka. Trzeba spieszyć
z pracą, żeby zdążyć złapać chodź kilka godzin snu. By rano znów nakarmić
rodzinę.