10 grudnia 2012
Upadek matki
15 listopada 2012
Wilkołaki
12 listopada 2012
Świat na opak
09 listopada 2012
Dajesz Mamuśka, dajesz!
- dyskomfortu własnego
- marudzenia bliskich
- nagonki medialnej (seksi mamy i inne fit faszystki)
23 października 2012
I nie bała się pani? Przecież tam są zarazki?!
10 września 2012
Przychodzi matka do lekarza...
09 września 2012
Z duszą na ramieniu
02 września 2012
Miejska skołowana
25 sierpnia 2012
Rodzic może wszytko...o ile mu się na to tylko pozwoli.
Stolica. A w zasadzie jedna z jej obszernych sypialni. To tu rodziła się „nowa warszawka”. Betonowa pustynia, która ostatnimi laty zakwitła i ożyła. Dzieci pierwszych mieszkańców właśnie mają dzieci. Dużo dzieci. Wózki korkują chodniki, niemowlęce łopatki zakrywają piaskownice, zamiast pubów i monopolowych co ulica – knajpa profilowana pod dzieci. Tyle że mała. I płatna. Niewiele, ale tu trzydzieści złoty, tam dwadzieścia i w ciągu miesiąca uzbiera się spora suma. Rodzice zasobniejsi korzystają. Ci mniej dziani (lub po ludzku nie zwykli rozpruwać portfeli w barach, nawet tych pod dzieci) snują się po ulicach, parkach, pod blokami. Jeśli zdecydują się na przełamanie lodów może skrzykną się w kilka osób na wychowawczym i będą spędzać czas po domach. Ale ciasno. I sprzątać trzeba. I daleko. Dla niektórych zbyt daleko, kolejnym wyzwaniem jest przejażdżka metrem i autobusem. Ale przecież jest wyjście – zaplecze osiedlowe. Lokale spółdzielcze przestronne, otwarte i mające służyć mieszkańcom. Wszystkim. No, prawie. Bo jak się okazuje są wyjątki od tej reguły.
Wracając do geografii. Osiedle. Początek lat siedemdziesiątych. Betonowy kanion rozbudowany wokół lichego placu zabaw, osiedlowego supermarketu (super – w wersji z przed lat dwudziestu) i publicznej biblioteki. Upiornie wysokie schody na ich końcu „potencjał” – jasna, duża, wygodna sala przeznaczona na potrzeby mieszkańców. Miedzy schodami a salą karteczka. Dobrze schowana i wyglądająca na taką co to się ledwo trzyma tak od dziesięciu lat. Na karteczce wypisane, że wstęp dla: seniorów, młodzieży, miłośników bilarda. Ale młodzieży nie widuje się tam wcale, o bilardzie słyszeli nieliczni a co do seniorów... podobno się spotykali, ale niemrawo. Zresztą oprócz nieświeżego napisu nic o potencjale miejsca nie świadczy.
W środku ogrom przestrzeni, a w niej zagubiony telewizor. Przed telewizorem pięćdziesiąt plus siedzi – tyłem do wejścia. Nawet nie drgnie, kiedy Miejska Mama uchyla drzwi. Nie dziwne – na ekranie serial. Na donośne „dzień dobry” Miejskiej Mamy odwraca się zirytowana. Niechętnie się podnosi, z ociąganiem wita. Nie, nie znajdzie się miejsce dla rodziców. Nie, bo nie ma jak. Bo nie przystosowane. Nie! – bo w katakumbach miejsca nie ma dla żywych i dzieci seriali nie dadzą oglądać. NIE! NIE! NIE!
Seniorzy – tak, bo się należy. (Senior jest jeden. Skamielina. )
Młodzież – owszem. (Ale nie przychodzi)
Miłośnicy bilardu – jakoś tłumów nie widać.
Ale dzieciom i rodzicom wstęp wzbroniony!
Dawno Miejska Mama nie była tak uradowana. Dawno z tak wielką niecierpliwością nie czekała na kolejny dzień. Pierwszy dzień wojny. Miejska – kobieta walcząca – aż zawyła myśląc o potencjalnej walce o przekształcenie katakumb w oazę rodzinną. No bo kurcze blade, ma ten kraj dziećmi stać? No to niech stoi! Co przeszkadza seniorom po godzinach ich spotkań użyczyć miejsca dzieciatym? Ha?!
24 sierpnia 2012
E-Matka
07 sierpnia 2012
O jednego Mamuta za daleko
- Szanowni Panowie, nie tłumaczcie swoim partnerkom, że nie wpadliście na to, żeby im pomóc, przytulić, wesprzeć, bo cechą męska jest oschłość i niedomyślność. Że nie macie głowy do spraw „małych” bo zbawiacie świat. Tego naprawdę można się nauczyć. Trzeba tylko chcieć. Nie zasłaniajcie się podręcznikami, które Was ośmieszają, rysując owłosionych samców z kością w nosie polujących na mamuty i od czasu do czasu wpadających do jaskini.
- Szanowne Panie, nie wciskajcie kitów, że nie potraficie. Węży nie przypominacie i dwie ręce macie. Mniej lub bardziej sprawne, zgoda, ale wszystko jest kwestią czasu. Trzeba tylko spróbować. Nie wycierajcie sobie ust palonymi stanikami, bo te, które o siebie walczyły, uzyskały co chciały. Od samego gadania (po cichu) co to byście nie zrobiły (gdyby nie dom, mąż, dzieci) ludzkości nie uratujecie. A – dla pamięci – usta oprócz jedzenia służą do mówienia. Może czasem warto przemóc własną dumę i zakomunikować własne potrzeby czy pretensje drugiej stronie?
- Szanowni Państwo, darujcie sobie proszę, przynajmniej w towarzystwie Miejskiej Mamy, powoływanie się dla swoich przywar, słabości, niechciejstw i innych zmór, na stereotypy. Przyznajcie raczej przed samymi sobą: jestem taki jaki jestem i inny być nie chcę. Choć więcej z pewności zyskacie choć odrobinę naginając się do drugiej strony.
02 lipca 2012
Przepraszam, że żyję
Miejska Mama przegląda się ostatnio w lustrze. I to powiększającym. Patrzy z lewa, patrzy z prawa, z doły, z góry. Wybebesza się na każdą możliwą stronę. I uczy się, w czym, z czym i z kim jej najlepiej. Oprócz siebie, bo Miejska Mama z wiekiem coraz bardziej się lubi. A co dziwne - im bardziej lubi siebie, tym bardziej lubi innych. Im więcej zna swoich słabości tym bardziej wyrozumiale podchodzi do cudzych.
Bardzo więc ją smuci, że są osoby, które nie dość że się nie lubią, to jeszcze się siebie samych wstydzą. Bo nie pasują do swoich wyobrażeń o sobie. Mają piękne rude włosy, które katują chemią, bo marzy im się płowa czupryna. Loki przypiekają żelazkiem, żeby proste były, z głodu przymierają, choć ich naturalne krągłości są słodkie, nosy maltretują, na podobieństwo małżeństwa Beckhamów. Pretensje do „ja” nie ograniczają się jednak tylko do namacalnych świadectw bytności na świecie. Miejska Mama zna osoby, które najchętniej zaszlachtowałyby i zakopały na podwórku swoją osobowość. Zastanawiają się, jak zabić swoją spontaniczność i radość i być odpowiedzialnym i poukładanym człowiekiem. Rozważają, jak schować swoje pozytywne uczucia do reszty świata, przestać przejmować się tymi co głodują, cierpią, są samotni, a zamiast tego pędzić przed siebie z etykietą człowieka sukcesu i walizą pieniędzy. Rozpisują na tabelki ćwiczenia ze spontaniczności i refleksji. Inni zaś z pola życiowej bitwy, ociekający krwią zdobywcy, mają kaprys zostać romantycznym poetą bo takich nigdy nie dość. A i po śmierci docenią i zacytują.
Nie mówcie:
31 maja 2012
Outsourcing
Miejska Mama zapytała znajomych rodziców: jak wy to robicie, że godzicie i dzieci, i dom i pracę. Jak? Bo Miejska Mama tonie. I miota się. W dzień, jeszcze wiadomo – od świtu do zmierzchu etat niańki, opiekunki, pielęgniarki, kucharki i sprzątaczki przerywany slalomem wizyt lekarskich, rehabilitacji, spotkań towarzyskich, zakupów, imprez dziecięcych. A wieczorem, kiedy matka pierwotna szła spać, matka współczesna (zdaniem Miejskiej Mamy pod tym względem lata świetlne za swoją praprzodkinią) zaczyna żyć, realizować się, planować, nadrabiać i ...frustrować.
Co wybrać, kiedy wszystko zalega:
Tym niezwykle eleganckim określeniem ujmuje się wszystko to, co rodzic może zrobić sam, ale nie musi. Bo może to scedować na innych. I ceduje.
Niestety, nawet sięgając po pomoc z zewnątrz, rodzice – i nie dotyczy to tylko tych zawodowo pracujących – przyznają się do niezaspokajania swoich potrzeb. Nieprzeczytane książki się piętrzą, wiadomości, którymi żyje otoczenie uciekają, a efektem braku czasu dla męża na co dzień jest jego panika, kiedy posadzić go na kanapie i zaproponować rozmowę. W efekcie można usłyszeć lękliwe - „Chcesz mi powiedzieć, ze się rozwodzimy?!”. I co z tym zrobić?
Oczywiście, pierwszym rozwiązaniem, które przychodzi do głowy jest odpuścić sobie. Skoro nie gościmy na co dzień koronowanych głów, szefów państw, ani celebrytów z towarzyszącym im zastępem kamer i aparatów fotograficznych, może warto nieco obniżyć poprzeczkę i robić tylko to, co naprawdę konieczne lub rzeczywiście dla rodzica ważne. Rozwiązanie drugie – przeczekać starając się mimo wszystko walczyć o swoje. Z tą myślą Miejska Mama zasypia. Z nieuprasowanym praniem, bez rozmowy z mężem (akurat go nie ma, więc nie boli), bez zamkniętej roboty, z otwartą książką na twarzy. Ale zasypia o 22.00! A to oznacza, że ma przed sobą naprawdę długa noc. I gwarancję, że jutro będzie miała pełne akumulatory i mężnie stawi czoła całemu światu jako Super Matka.
26 maja 2012
Dzień Matki
- móc go spędzić jak chce, czytaj: wypoczywając
- móc go spędzić z kim chce: ok, najpierw odebranie hołdów od dzieci, wyrazów uznania od męża, prędko do własnej rodzicielki na formalizmy, a potem najchętniej gdzieś (być może z własna rodzicielką) się urwać, gdzie miło, sympatycznie, komfortowo
- móc się, choć ten jeden dzień w roku, nie spieszyć, a nie spieszyć się trudno kiedy matka musi obskoczyć co najmniej dwie imprezy i jeszcze w normie dzieci utrzymać i męża przypilnować, co by o własnej matce pamiętał
10 kwietnia 2012
Bezrobocie
Zaczyna się Sylwestrem. To jeszcze spadek po zeszłorocznych świętach. Niezbyt długo, ale zawsze. Szampańska zabawa, szelest pieniędzy zmienianych w promile bądź puszczanych z dymem. Potem karnawał – prywatki, przyjęcia, bale. Nie za długo, bo nim człowiek się zdąży wytańczyć impreza przenosi się na stoki. A jak ktoś śniegu nie lubi, to sobie do ciepłych krajów może polecieć. No bo przecież to okres ferii, więc wypoczywać trzeba. Zima się kończy, przednówek. Okres, w którym w rodzimych szerokościach geograficznych tylko płakać: szaro, brudno, zimno. Czasami, jak w tym roku, wiosna ociąga się znacznie. Kto nie jest w stanie wytrzymać napięcia oczekiwania na pierwsze ciepłe dni wybywa nad słoneczne morza lub mieniące się stoki. Na szczęście nie zdarzyło się jeszcze, żeby wiosna nie przyszła, a z nią – Wielkanoc. Kilka dni żarcia, spania i...planowania, bo za chwilę majówka. Pal licho kult pracy, chrzanić bogoojczyźniane rocznice! Wolne jest wolne i wykorzystać to trzeba. Miasta się wyludniają, sklepy wyprzedają, lotniska, dworce, stacje benzynowe pękają w szwach. Zaczyna się okres sezonowej migracji znaczony znakami dymnymi z grillów.
Wakacje – wiadomo – urlop święta rzecz. W niejednym miejscu pracy dochodzi do rękoczynów, kiedy trzeba ustalić grafik dni wolnych. I stres – dokąd wyjechać, co by jak najszybciej, jak najlepiej, w sposób niezapomniany, niepowtarzalny wypocząć. Karty kredytowe się grzeją, przewoźnicy mają żniwa, babcie pełne ręce roboty – gdzieś dzieci trzeba poupychać, kiedy szkoły i przedszkola zamknięte a na urlop czeka się w ogonku.
Jesień – studenci i bezdzietni ruszają w świat. Bo taniej, bo dzieci nie straszą na plażach i u podnóża skał, bo dla tych co lubią ciepło, starcza go jeszcze w tropikach, a dla tych, co wolą klimat umiarkowany Polska otworem stoi z mniej lub bardziej złotą jesienią. Sezon migracyjny zakańcza masowa pielgrzymka po nekropoliach. I w zasadzie wreszcie można wziąć się do pracy. Aż do końca grudnia, kiedy znów przyjdzie szykować święta.
I czego chcieć więcej?
27 marca 2012
Rządzicielka
Rodzice wracający na rynek pracy po okresie zajmowania się dziećmi wykazują podwyższone umiejętności organizacyjne i przywódcze – twierdzą specjaliści od doradztwa zawodowego.
Nic dziwnego, każdy kto choć jeden tydzień spędził na pełnym etacie mamy czy taty wie, jak trudno jest ogarnąć i zapanować nad miejscem pracy (domem), zasobami (dzieci, współmałżonkowie i kto tam jeszcze pod dachem się znajdzie) i zleceniami (wizyta u lekarza, zakupy, zorganizowanie zajęć integracyjnych, kinderbal, rodzinna impreza, wyjście na spacer, wyjazd na wakacje....). Jak w każdej firmie – im więcej spraw do załatwienia, tym większy stres. Stres rodzicielski jest olbrzymi, bo większość rodziców działa w warunkach terminów „na wczoraj”.
Trudno żeby było inaczej kiedy klient (potocznie zwany dzieckiem) jest niezdecydowany, kapryśny i niecierpliwy, a pracownik (również w dużej części dziecko) jest uparty, nieobliczalny, i skłonny do częstego brania L4 co skutkuje zastojami w całym przedsiębiorstwie.
I jeszcze ta odpowiedzialność – rodzic wychowujący podlega nieustannej kontroli. Za pomyłki, przeoczenia, spóźnienia grozi mu wysoka grzywna (odkupienie sprzętów zdewastowanych przez kochane maleństwa), zawieszenie działalności (paraliż domowy wywołany chorobą w domu), zamknięcie działalności (odebranie praw rodzicielskich), czy więzienie (rozumie się samo przez się), nie mówiąc już o konsekwencjach społecznych i karach umownych ze strony reszty rady nadzorczej (rodziny).
Kiedy znajoma Miejskiej Mamy pędziła na ostry dyżur po tym, jak spiesząc się zatrzasnęła drzwi na palcach swojego dwuletniego synka nie wiedziała co jest gorsze: świadomość winy że skrzywdziła WŁASNE dziecko, widmo kolejnego zwolnienia, podejrzenia o maltretowanie synka czy perspektywa spędzenia w szpitalu najbliższych tygodni, kiedy KTOŚ będzie musiał zająć się starszą latoroślą. (dla wrażliwych – chłopcu nic się nie stało, ręka normalnie pracowała już następnego dnia).
W zderzeniu z nieustannymi wyzwaniami związanymi z dziećmi nawet najmniej zorganizowany człowiek musi wykrzesać z siebie choć odrobinę umiejętności przywódczych i planowania. Inaczej zginie w chaosie dnia codziennego.
25 marca 2012
Z reki do ręki
Z zasobów rodzicielskiego portfela wydłużające się w ekspresowym tempie ciałka trudno okryć. Pół metra szmatki za pięćdziesiąt złotych rzecz to zwyczajna. Kupione to oczywiście wybrane– za gotówkę czy plastik, masz własną wersję Victorii Beckham, jej męża albo innej chodzącej marki. Dostane to ruletka. Wszystko zależy jakie gusta mieli poprzedni właściciele otrzymanej garderoby. Ale rzadko zdarza się, żeby nie można było skompletować garderoby „na miarę”. Zresztą, bez przesady.
Ubranka dziecięce są tylko na chwilę. Miejska Mama pilnuje, żeby syn miał rzeczy na wyrost, bo te w akuratnym rozmiarze nie wiedzieć kiedy robią się za krótkie. I świeci Młody kostkami na placu zabaw, choć spodnie noszone dwa tygodnie. Rzadko zdarza się, żeby całą zawartość szafy zdążyć na dziecko włożyć.
Ciułanie rzeczy sensu nie ma. Pudeł, toreb wciąż przyrasta, nie wiadomo gdzie upychać. W końcu w akcie desperacji rodzic cały majdan wyrzuca. A szkoda. Niech idą ubrania od razu w świat, do nowych właścicieli. Na zapas nie ma co gromadzić. Bo kiedy pojawi się kolejne dziecko rzeczy i tak same znajdą do niego drogę.
13 marca 2012
Matka w pośredniaku
W Polsce mamy podział na matki gorsze i matki złe. Te gorsze zachodzą w ciążę pracując. Te złe z brzuchem chodzą jako bezrobotne. A najgorsze są te Polki co dzieci nie mają. Bo komu przyjdzie na nie pracować? – grzmią z prawa i lewa. Ale żeby tak dać jakąś realna zachętę, ułatwienie, to już nie bardzo.
Mamy się mnożyć. Mamy wychowywać. Mamy pracować. Ale żeby pracować trzeba mieć gdzie.
Więc idzie matka do pośredniaka. Wchodzi, rozgląda się, czuje na sobie brzemię potencjału ludzkiego, a tu niewiele, albo nic.
Dla tych złych, to jeszcze jako tako. Jak taka matka pracodawcę znajdzie, co ją będzie chciał zatrudnić, to może na szkolenie się wybrać, studia podyplomowe zrobić, miejsce pracy wyposażyć, przepracować z rok na robotach publicznych. Byle tylko znaleźć takiego, co powie, że zatrudni.
Jak się matka zakręci to i na własną firmę dostanie, ale nie za wiele, bo pieniędzy w puli coraz mniej. I na nianię dadzą. Co prawda starczy na tydzień, ale zawsze coś.
Matce gorszej nie należy się nic. Dostała macierzyński? Dostała. Wypoczynkowy tez może sobie odebrać, ale się boi, że jak jej za długo nie będzie przy biurku, to ją posuną. Więc wraca matka do pracy i robi, z nadzieją, że młode nie będzie chorowite, a klienci dadzą wyjść do domu po ośmiu godzinach, żeby zdążyć choć chwile popatrzeć jak dziecko rośnie.
Jak matka na wychowawczy idzie to robi to na własną odpowiedzialność. Praca niewdzięczna, bo bezpłatna. I czasochłonna. Jeśli matka myśli perspektywicznie o przeprofilowaniu się, dokształceniu, to musi to robić za własne, bo państwo nie da. Bo prawnie matka pracuje, więc co się jej ma należeć?
Że posuną jak wróci? - jej problem.
Że chce się przekwalifikować, żeby móc łączyć wychowywanie młodych z pracą? - jej problem.
Niech sobie matka radzi i głowy nie zawraca. Zresztą, przecież jak już ja posuną, to bezrobotna będzie i wszystko się jej będzie należeć: i szkolenia, studia i narzędzia pracy jak pracodawcę znajdzie co poświadczy, że ją zatrudni, i pieniądze na własna firmę, jak ją przez rok utrzyma, i staże, roboty publiczne itd.. No więc o co się oburza?
To nie jest tak, że jak nie masz dzieci, to Cie nie zwolnią. Jak mają zwolnic, to i tak to zrobią. Ale z pewnością zwykle łatwiej jest robić karierę bez ryzyka częstego L4, bez dziury w historii pracy wypełnionej pieluchami, bez świadomości, że zostając w pracy dłużej zawalasz własne dzieci. Głupio jest wdrapać się na szczyt i z niego zlecieć, bo na miejsce zaciążonych już ustawia się kolejka w pełni dyspozycyjnych i bez zobowiązań. Więc po co ryzykować?
12 marca 2012
Falstart
Ważna wskazówka dla podróżujących z dziećmi: zanim zaczniecie toczyć boje z rodziną o to, czy kraje ościenne w stosunku do tych gdzie toczy się wojna, są dobrym kierunkiem dla matki z pół i trzyletnim dzieckiem, zanim zaczniecie tłumaczyć, że naprawdę z plecakiem i dwójką dzieci można jeździć na krzywy ryj, zanim zaczniecie się niepokoić, czy uda się w ciągu dwóch dni skompletować ekwipunek...pamiętajcie, żeby wyrobić nieletnim paszporty. To upraszcza. Naprawdę.
Miejska Mama zapomniała. To było bolesne.
Kiedy za oknem ściera, zamiast obiecywanej wiosny, a w domu Wietnam skrzyżowany z Kambodżą i Zatoką Perską wypiera sielankę rodzinną, najlepszym rozwiązaniem jest podróż. Przepis jest prosty: bierzesz dzieci pod pachę, plecak na plecy, wózek przewiązujesz chustą i w drogę. Problemy zaczynają się tuż za drzwiami, kiedy trzeba się zdecydować, w którą stronę skierować kroki. Świat jest wielki, możliwości wiele, powody, żeby się w nim zgubić mogą być rozmaite. Miejska Mama wiedziała tylko że:
- potrzebne jest jej słonce, dużo słońca
- głód przygody raczej nie zatrzyma jej w klaustrofobicznym kurorcie
- chojraczyć też nie można, bo Idealny Tata jest Idealnym Pracownikiem i tym razem plecak zamienia na teczkę
- nie jest to główna wyprawa roku, więc oskubać się nie można
Tańcząc po mapie w miarę bliskiego Świata Miejska Mama raz stawała na Jordanii, kręciła piruety po Maroku, tupała w południowej Hiszpanii, skakała po Izraelu, Libanie i okolicach. I tu kusi, i tam nęci. Czas płynął nieubłaganie, bo i było go mało na decyzje i niezbędne zakupy (kupowanie trampek dla dzieci na przedwiośniu jest dość irytujące, kiedy ma się na to trzy dni). Godzina zero niemal tuż tuż, klawiatura aż paruje od wystukiwania nazw miast, państw, linii lotniczych, cyfr na kalkulatorze. I kiedy Miejska Mama była już naprawdę nieszczęśliwie rozdarta między rozsądkiem matki a potrzebą własną Idealny Tata zadał cichutko pytanie:
- A Młoda to paszportu nie potrzebuje...? - i było po temacie.
Obecnie Młody śpi w SWOIM łóżeczku. MŁODA śpi w SWOIM koszyczku. Miejska Mama siedzi przy SWOIM stole. I jeszcze to trochę potrwa, aż wydział paszportów wyda upragnione dokumenty.
27 lutego 2012
Wstydź się! Jesteś dzieciorobem!
Antysemityzm, czy przejawy nietolerancji religijnej również jest krytykowany.
Dyskryminacja płci jest karalna.
Generalnie – mamy być dla innych:
tolerancyjni
otwarci
demokratyczni
Dotyczy to prawie wszystkich. Z wyjątkiem rodziców. Miejska Mama przekonała się ostatnio, że są na tym świecie idioci, którzy dzieciatych piętnują. Masz dzieci – jesteś dzieciorobem, twoje miejsce jest w domu.
Miejska Mama na miejsca przyjazne dla rodziców patrzyła z perspektywy udogodnień dla dzieciatych. Nigdy nie widziała w tym przejawów dyskryminacji – zamykania rodziców w gettach. Tymczasem dla niektórych ludzi dzieci i ich rodzice są źle widziane, chyba, że znajdują się w specjalnie dla nich przygotowanych przestrzeniach.
Dla takich osób zasady funkcjonowania z dziećmi są oczywiste:
Nawet jeśli w swojej naiwności przystosowujesz dziecko do życia w społeczeństwie od małego, wszędzie zabierasz je ze sobą - postępujesz źle. Świat nie jest dla dzieciatych. Miejscem dziecka jest dom.
Ucząc je, jak ma się zachowywać w kościele, restauracji, muzeum, sklepie, teatrze, kinie, w domu znajomych, autobusie, samolocie - postępujesz źle. Nawet jeśli Twoje dziecko będzie cicho, nie będzie przeszkadzać, nauczy się spokojnie siedzieć i obserwować i tak może przeszkadzać. Dziecko nie ma prawa wstępu do przestrzeni dorosłych.
Nie godząc się na wyobcowanie ze względu na posiadanie dzieci, aspirując do normalnego życia, mając ambicje i plany – postępujesz źle. Rolą rodzica jest opieka nad dzieckiem. Jak chcesz bywać czy się rozwijać zatrudnij nianię.
20 lutego 2012
Dziwadło
Mamy w życiu wiele ról. Żeby być szczęśliwym, dobrze by było każdą z nich przynajmniej lubić i akceptować. Miło, jeśli i inni je akceptują. Ale z tym już bywa różnie...
Miejska Mama uwielbiała czas, kiedy była samotną, pracującą kobietą. Wiatr w żagle, żadnych zobowiązań i adrenalina. Raz tu, raz tam, zawsze coś się dzieje. Praca ceniona i wyceniana. I społeczeństwo podziwiało Miejską Mamę, Kobietę Pracującą, Polkę Ambitną i Nowoczesną.
Kiedy Miejska Mama została żoną też była szczęśliwa. Nauka życia we dwoje, organizowanie wspólnego kąta, kształtowanie nowego, małżeńskiego wizerunku było bardzo przyjemne. Być żoną Idealnego Taty, to brzmiało dumnie. I otoczenie szanowało Miejską Mamę mężatkę. Doceniało Miłość, Wierność i Uczciwość Małżeńską.
Gdy Miejska Mama stała się kobietą zaciążoną, matką w połogu, opiekunką niemowlęcia, była hołubiona, oklaskiwana, zagłaskiwana aż do bólu. Świat kocha matki z niemowlęciem przy piersi. Ale do czasu.
Prędzej czy później każda matka traci duże „M” i zaczyna się pisać z małego. Dni są takie same. Młode, nie zagrożone, przyrasta wszerz i wzdłuż. I społeczeństwo zapomina: o poświęceniach, celach, nakładach pracy. Matka kilkumiesięczna powszednieje. Matka wieloletnia zadziwia.
Matka ze sporym bobasem przy boku to dla niektórych kuriozum. Matka, która się tym chwali – to dziwoląg. To nie przesada. Miejska Mama pamięta, jak opowiadała gdzie bywała: byłaś w Iraku? Afganistanie? Indiach? Syrii? Naprawdę! Aż trudno uwierzyć! I jak tam jest?
Dziś, kiedy pytana o to, czym się zajmuje odpowiada – Wychowaniem dzieci. Jestem matką – ma okazję podziwiać szczegółowo stan uzębienia swojego rozmówcy. Matka? Eeeeeee.....