23 sierpnia 2011

Nic dwa razy się nie zdarza

Każda ciąża jest inna – przekonują lekarze, biorąc pod uwagę jej przebieg czy samopoczucie ciężarnej. Inne jest również podejście samej zainteresowanej, w zależności od tego, który raz rodzi.

Pierwsze dziecko jest cudem. Absolutnym trzęsieniem ziemi, fajerwerkiem oczekiwania. Pierwsza ciąża to idealizowane przeżywanie tego co tu i teraz oraz co czeka rodziców, bo przyjściu dziecka na świat. Radość szykowania maleńkich ubranek, zaangażowanie w wybór wózka, szpitala, położnej, pozycji porodowej. Projektowanie przyszłości – pierwszych wakacji, spacerów, wyjazdów i tego, jak nam we troje będzie w nowej rzeczywistości.

Drugie dziecko to kalkulator, kalendarz i świadomość, że długie dziewięć miesięcy to dopiero preludium, do tego, co rodziców naprawdę czeka. Matkom-recydywistkom pozostają tylko tęskne wspomnienia za cackaniem się ze sobą przed pierwszym porodem. Cudowne godziny spędzone w łóżku, wyspane, ze śniadaniem na tacy! Zachcianki smakowe, romantyczne chwile z mężem, przejmowanie się tym, jakich kosmetyków można używać, co wolno jeść, ile podnosić, co robić, gdzie przebywać, byle tylko nie zaszkodzić maleństwu. Tymczasem za drugim razem „maleństwo” za nic nie chce iść na rękę oczekiwanemu rodzeństwu i twardo walczy o utrzymanie stołka chwały i uwagi należnej pierworodnemu. Matka śpi, kiedy może – kiedy jej na to pozwolą dzieci po obu stronach powłok brzusznych plus mąż, który już drugi raz się wkręcić nie da i wie, że ciąża to (z wyjątkiem prawdziwych patologii) nic nienormalnego, co by musiało przerwać idyllę życia zawodowego. Matka je to co jedzą inni, sprząta, nosi zakupy, nieletnie dzieci, a w łazience sięga po kosmetyki, które właśnie są pod ręką, byle tylko szybciej skończyć toaletę i zająć się piętrzącymi się obowiązkami. Matka wie, że cackanie się ze sobą, przerwy w dążeniu do celu i ciążowe niechciejstwo powodują dziury nie do odrobienia, więc sama narzuca sobie rygor działania. Koniec z szaleństwem zakupowym, wakacjami wydatkowymi – drugie dziecko jest zawsze „tańsze”: raz, bo ma rzeczy po starszym rodzeństwie, dwa – rodzice na własnej skórze przekonali się, ile zbędnych „uszczęśliwiaczy” za niebotyczne pieniądze wciskanych jest przyszłym matkom i ojcom i ile z nich sami nabyli.

Konkluzja – matka recydywistka idzie na porodówkę zmęczona, ale bez lęku. Jak tylko młode wyskoczy jej z brzucha już przebiera nogami, żeby wrócić do starszego, do domu, do męża który na nią czeka. Rodzicielstwo nie jest już dla niej może pućkowato-cherubinowatą idyllą, ale kawałem pracy, którą trzeba wykonać, a z której co pewien czas wynikają jedyne w swoim rodzaju chwile.

Miejska Mama właśnie zarywa kolejnĄ noc, bo ani brzuch ani Młody, ani Idealny Tata nie uznają jej prawa do snu. Za godzinę pobudka i codzienna marszruta plus wsłuchiwanie się czy to już. Wieczorem znów połozy się z nadzieją na długi sen, a zasypiając będzie z Idealnym Tatą rozważać czy dobrze zrobili płodząc kolejne utrapienie. I kolejny raz Miejska Mama upewni się że tak. Chociażby dla doświadczeń drugiej ciąży, drugiego macierzyństwa, tak innego od tego pierwszego.