17 listopada 2009

Świąteczna gorączka

Że wcześnie? Bynajmniej! Jak tylko na cmentarzach komunalnych dogaśnie ostatni znicz postawiony tam pierwszego listopada, a z liściastych drzew pozostaną już tylko drzewa, zaczyna się Świąteczna Gorączka. I nie ogranicza się ona wyłącznie do supermarketów, kin i świata reklamy. Prawdziwe świąteczne szaleństwo toczy się w naszych domach, a dokładniej - na liniach telefonicznych.
Problem jest dość banalny: i mąż i żona mają rodziców, ci z kolei też zwykle jeszcze mają rodziców, którzy oprócz rzeczonych rodziców rodziców mają jeszcze często inne dzieci.
W pokoleniu przykładowych małżonków ten sam problem. Zatem i rodzina męża i rodzina żony chce spędzić razem święta. Razem, czyli osobno, bez drugiej części rodziny. Po bożemu, czyli tak jak w naszej Prawdziwie Polskiej Rodzinie z dziada pradziada się świętowało. Nie szkodzi, że nie z dziada pradziada, a od czasu kiedy do rodziny wszedł wujek Zygmunt, a w zasadzie od momentu jak Zosia wyszła za Marcina - nie ważne! Nasze tradycje są lepsze niż ich tradycje i lepiej z nimi się nie łączyć.
Ale, kiedy duża rodzina, połączona seniorami zamierza jednak świętować razem zaczynają się prawdziwe kłopoty. Po pierwsze, już samo posadzenie obok siebie niemal dwudziestu osób w polskim budownictwie jest wyzwaniem. Ale nie jedynym, bo od tego gdzie ważniejsze jest jak, bo w ramach kochającej rodziny, która lojalnie stawia się na każdym rodzinnym pogrzebie (nic dziwnego, stypy w Polsce mają piękną tradycję) animozje rosną jak drożdże w cieple. Więc wuja nie można posadzić przy ciotce, dziadka przy jego siostrze, a kuzynki najlepiej w oddzielnych pomieszczeniach, bo tak się biedaczki nie cierpią.
Po drugie, pierwsza gwiazdka, czyli moment powszechnie uważany za początek wigilijnej wieczerzy, to pojęcie umowne. Znaczy się, trzeba wyznaczyć godzinę spotkania, którą dopasuje się do około dziesięciu par, z których część "zalicza" w ciągu tego wieczoru jeszcze kilka kolacji, część ma dzieci, które wypadałoby punktualnie położyć spać (jakby Wigilia była codziennie), a najstarsi muszą koniecznie zrobić przerwę na telewizyjne wiadomości, bo nie daj Boże, świat się nagle skończy, a oni się o tym nie dowiedzą.
Trzeci problem, który w znaczący sposób raduje firmy telekomunikacyjne przyczyniając się do znacznego przekroczenia abonamentu, to wypas: gastronomiczno-prezentowy. Kto komu co ma kupić? Oddzielnie czy kolegialnie, zrzuta na jednego? Kto kupuje? Ale on się nie ucieszy! Jej to zawsze trudno coś podarować! Daliśmy to trzy lata temu? A może za tanie? Jedźmy dzisiaj, bo wykupią! Sądząc po sklepowych ofertach i tematach rozmów, gdyby nie kolorowe paczki pod choinką święta nie miały by racji bytu. Bo po co? A no, oczywiście - dla wyżery! W ten wyjątkowy wieczór, jako że wieczerza postna, stół musi się uginać, lodówka ma być zapchana, żeby za kilka dni sąsiedzi mogli z zazdrością patrzeć jak skrzynki resztek lądują w śmietniku. Do kolejek! do kuchni!, na bazary z siatami, do utraty tchu!
Kolejny szkopuł w tym, że cała rodzina zamierza przyrządzić to samo danie, bo każdy robi je najlepiej. Ale o zgrozo, co będzie kiedy ryba po grecku od strony siostry spotka się z ryba po grecku od strony brata? Więc może lepiej nie podać? Może schować ? Nie, lepiej wciskać kit że obie równie piękne i udane, a na boku ocenić skalą telewizyjnych kucharzy.
Zatem dzwoni rodzina po sobie, mąci, skłóca, stresuje się, żeby we właściwej chwili siąść naburmuszona, zmęczona i zniechęcona do wspólnego wigilijnego stołu. Jednego można być pewnym, nawet w przypadku siarczystych mrozów kable telefoniczne nie zamarzną, rozgrzewać je będzie do czerwoności świąteczna gorączka.

1 komentarz:

  1. mam nadzieję, że w tym roku będzie spokojniej....
    i może bez ryby po grecku :P

    OdpowiedzUsuń