03 listopada 2009

Dmuchać na zimne

Prawdziwą fortunę zbije ten, kto wymyśli specjalny matczyny termometr. Urządzenie takie, zapewne skomplikowanego mechanizmu, powinno dopasowywać temperaturę zewnętrzną do preferowanej odzieży spacerowej, uwzględniając oczywiście wiek dziecka. Z powodu aktualnego braku takiego meteocudu w godzinach spacerowych umysły matek parują z przeciążenia . Przegrzać - niedobrze, wyziębić - jeszcze gorzej. Jako złoty środek podawany jest przepis na cebulkę, który jednakowoż często kończy się utratą poszczególnych elementów odzieży zgubionych gdzieś między placem zabaw a parkiem. Matka więc kombinuje, jak może: zerka na termometr, pogodynkę w internecie, wychodzi na balkon, postoi, zaziębi się, wraca, rozbiera się ubiera, młode krzyczą bo mają dość czekania, albo wrzeszczą bo wracają pośpiesznie z klatki żeby się docieplić lub odwarstwić. Spacerowe skaranie boskie.
I nie daj boże wejść do sklepu, metra, autobusu - matka zdana na pocący się kark dziecka, lub jego lodowate dłonie rozbiera, odkrywa, upycha po wózku, kieszeniach i torbach szaliki, czapki, rękawiczki, kocyki. Sama czerwona, zgotowana, ledwo w sweterku i lekkim płaszczyku, bo się zgrzała popychając wózek.
Kłopot temperaturowy niestety nie ogranicza się do spacerowania. Pokoje dziecięce są wietrzone i dogrzewane, dzieci przykrywane i odkrywane, żeby w nocy nie zmieniły się w wieczną zmarzlinę, bo a nóż się obudzą. Poradniki radzą - dwadzieścia dwa stopnie i ani kreseczki więcej, a tymczasem dla jednego za dużo, drugiemu za mało. Jeszcze gorzej z temperaturą wody do kąpieli. Niemal aptekarskie dolewanie zimnej wody z obawy przed ugotowaniem niemowlęcia niejednemu ojcu przysporzyło już wrzodów żołądka.
Miejska Mama kryzys okołospacerowy obchodzi, od dziewięciu miesięcy dzwoniąc do własnej patki i pytając w co ubrać Młodego. A jak i to źródło jest niewiarygodne - wystarczy zerknąć za okno do wózków, które toczą się kilka pięter niżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz