05 kwietnia 2010

Świątecznie

Święta to szczególny czas. Jedyny w swoim rodzaju. Najlepiej wspomina się święta z lat dziecięcych, kiedy się miało te sześć, dziesięć, piętnaście lat i ledwo można było wytrzymać do pierwszej Gwiazdki czy do Lanego Poniedziałku, nie wspominając już Mikołajek i Dnia Dziecka. Pewnie z perspektywy dziewczynek to lepiej wygląda, bo i sukienkę się dostało nową i na równi z wszystkimi kobietami w rodzinie można było pogotować, dekorować, nakrywać a potem przyjmować pochwały, jaka ta nasza Kasia zdolna i dorosła. Ale nawet zbuntowani chłopcy zaciskali zęby przy rodzinnym stole i czekali na zagwarantowane tradycją prezenty czy możliwość bezkarnego wandalizmu.
Dla ludzi młodych, wkraczających we własne życie, święta to możliwość pokazania swojej samodzielności, uświadomienia narzeczonemu czy mężowi jak to się u nas robi, i dlaczego lepiej niż u ciebie. To czasem jedyna w swoim rodzaju okazja, żeby spotkać się z dawno nie widzianą rodziną, najbliższymi przyjaciółmi.
A potem na świat przychodzą dzieci i święta stają się koszmarem.
Bo dzieci, te ledwo od ziemi odrosłe, nie kumate, nie wciągnięte ani w arkana rodzinne ani kulturowe, w święta po prostu się nudzą. Bo babcie, wujkowie, dziadkowie i ciotki, a już zwłaszcza rodzice, którzy dopiero co kilka dni temu się świetnie bawili z dwulatkiem w piaskownicy i tarzali po ziemi z roczniakiem, w święta siedzą przy stole w łatwoplamliwych sukienkach, krawatach, które można zniszczyć i rajstopach nie odpornych na działania kilkulatków. Bo obiad, śniadanie czy świąteczna kolacja trawa taaaaak długo, bo nie wolno się brudzić, krzyczeć, biegać. Bo starsi śmieją się z tego co mówią najmłodsi, albo, co gorsza - każą durny wierszyk opowiedzieć.
Świąteczny stres robi swoje w malutkich główkach. Milusińscy wychodzą z siebie i stają obok. Brat bije brata, i za nic nie można mu wytłumaczyć, że nie wolno. Rozkoszne córeczki ściągają obrusy i po cichu ryją kluczem bo politurze dziewiętnastowiecznej bieliźniarki, dumy gospodyni. Spokojne na co dzień dzieciaki płaczą, wrzeszczą, niszczą - jednym słowem są ucieleśnieniem koszmaru każdej matki. A ta zamiast świętować - przeprasza za swoje pociechy. W brzuchu ją ssie, bo zjeść nic nie może, bo cały dzień tkwi w dziecięcym kącie na macierzyńskim posterunku, marzy o herbacie i zasypia na stojąco, bo dzień wcześniej całe te święta musiała przecież przygotować.
Miejska Mama bogatsza w doświadczenia z ostatnich dni z całego serca przesyła spóźnione życzenia wszystkim mamom z krótkim stażem - spokojnych, cichych i sytych świąt na najbliższe lata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz