11 kwietnia 2010

Mobilizacja

Nigdy nie jest za wcześnie na lekcję współczucia, obywatelstwa i patriotyzmu – z takiego założenia wyszły w ciągu ostatnich dwóch dni setki rodziców. Na Placu Piłsudskiego, na Krakowskim Przedmieściu, wszędzie tam, gdzie są miejsca, które znaczą, przez tłumy przebijały się matki i ojcowie z dziećmi wózkowymi, naręcznymi, przedszkolnymi, nie mówiąc już o starszych. Stłoczony tłum wybaczał krzyki i płacze dwulatkom i roczniakom, które przyszły postawić znicz czy położyć kwiaty pod Pałacem Prezydenta. Wózki grzęzły w ludzkim gąszczu, poruszając się krok za krokiem, rzucane przez ludzką falę. Nikt się nie czepiał. I choć matki same w pewnej chwili, kiedy ścisk stawał się nie do zniesienia, zastanawiały się, czy rzeczywiste mądrym było taszczyć za sobą dzieci, to jednak parły na przód. Dzieci – o dziwo, nie miały zwykle nic przeciwko temu.
W metrze i autobusach babcie opowiadały wnukom o Narutowiczu, o Gibraltarze i o tym, że „tym razem to oni źle nie chcieli, ale tak wyszło”. Tłumaczyły łepkom z rozdziawionymi buziami kto to prezydent, co się dzieje, kiedy rozbija się samolot i dlaczego trzeba dziś tam iść i położyć kwiatek, czy zapalić znicz. Ile dzieciaki z tego zapamiętają – nie wiadomo. Dziadek Miejskiej Mamy wspominał pogrzeb Piłsudskiego, a był wówczas małym chłopcem.
Jak zawsze, największym problemem jest sposób, w jaki rozmawia się z dziećmi o śmierci, tak żeby się nie bały, tylko zrozumiały. Rodzinna gromadka Miejskiej Mamy właśnie w ostatnich dniach przeżywa pierwszą rodzinną stratę, pierwszy pogrzeb, pierwszą żałobę. Chłopcom wyjaśniono wszystko, cierpliwie odpowiadano na pytania o łzy najbliższych, pozwolono uczestniczyć we wszystkich przygotowaniach i uroczystościach. Może dzięki temu, łatwiej im będzie później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz