16 stycznia 2011

Rozważania z zaciążania

Miejska Mama na fali ostatnich rozważań na temat recydywy rodzicielskiej skupiła się na temacie samej ciąży. A dokładniej – jak zaciążyć, żeby się nie dociążyć.

Teoretycznie w ciąży warto być kobieta pracującą i to na umowę o pracę. Pozostałe kobiety, a już zwłaszcza te, które postawiły na swoje i walczą jako lwice biznesu ciążę mogą potraktować co najwyżej w kategoriach lekkich niedogodności. Na więcej raczej nie mają co liczyć. Wracając do tych etatowych - z punktu widzenia stereotypowego pasożyta społecznego ciąża to nieprzerwana laba, za którą w dodatku płacą. Lekarz posłusznie wystawia L4 i z głowy.

Może i warto, ale pod warunkiem, że na zwolnienie idzie pierworódka, i to nie myśląca o konsekwencjach laby w kontekście dalszej kariery zawodowej. Pracujące ciężarne z przychówkiem raczej nie mogą liczyć na wypoczynek w domu. Trudno korzystać z dobrodziejstw pracy na etacie kiedy do leżącej, niczym wieloryb na plaży zaciążonej, zagląda wciąż pierworodne żeby: nakarmić, wybawić, wyspacerować.

Matki recydywistki, które postawiły na przerwę zawodową i zajęły się wychowaniem dzieci mają tak samo, tylko, że za „chorą” ciążę nikt im jeszcze nie zapłaci. Nie mają wyjścia - dopóki na sygnale nie zostaną odwiezione na patologię ciąży, o jakichkolwiek ulgach chyba mowy być nie może.

Reasumując: nie czy udomowione czy pracujące, każda kolejna ciąża to dodatkowe atrakcje i przekonywanie się, że kobieta z cukru nie jest. Te refleksyjne, wychuchane, wyidealizowane dziewięć miesięcy zdarza się chyba tylko raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz