16 stycznia 2011

Dobre słowo

Miejska Mama wdziękiem i kurtuazją dyplomaty nie grzeszy, ale ponieważ lubi ludzi chętnie się do nich uśmiecha, stara się być uprzejma i wdzięczna. Ponieważ wyznaje zasadę, że z ludźmi jak z lustrem: co pokarzesz to zobaczysz, stara się być miła. Wyrozumiała. I nie dać się sprowokować przez rzesze DOBRZE WYCHOWANYCH LUDZI, którzy się chyba uwzięli na kobiety z dziećmi.


Apteka, jedna z wielu na warszawskim Ursynowie. Przed apteką właściwą dwoje drzwi – te od ulicy i od pomieszczenia właściwego (taka śluza), po co nie wiadomo, może żeby cieplej było, bo łatwiej z pewnością nie jest, zwłaszcza z wózkiem. Miejska Mama wychodzi z gracją słonia: jedną nogą trzyma jedne drzwi, drugie podtrzymuje ręką, drugą ręką i nogą stara się wmanewrować w odpowiednie miejsce wózek ze śpiącym Młodym. Ufff...udało się. Między innymi dla tego, że starszy pan drzwi zewnętrzne podtrzymał. Miejska Mama uśmiecha się dziękczynnie i dziękuje werbalnie. Widocznie za cicho bo uprzejmy do tej pory człowiek zaczyna na nią wrzeszczeć, że nie wychowana jest, bo „mówi się dziękuje” i że jak wózka prowadzić nie potrafi to niech ludziom nie przeszkadza. Facet trzaska drzwiami a Miejskiej Mamie z trzaskiem szczęka opada.


Supermarket. Żaden hiper tylko super, taki co to się po mleko i bułki wyskakuje. Kolejka jak diabli. Miejska Mama ponieważ nie zaciążona, a jedynie dzieciata, grzecznie staje w ogonku dla tych normalnych, bez specjalnego traktowania. W wózku Młody. Powoli zaczyna się nudzić. Ale co zrobić, kiedy się jest samotna matką dnia codziennego, czyli do weekendu taty nie ma, niani nie ma wcale, a reszta sporadycznie? Dziecko zostaje przy matce. Kolejka wolno się przesuwa, w Młodym nieco szybciej narasta frustracja, prawie mu już uszami wychodzi. Miejska Mama policzyła z synem wszystko co policzalne, obejrzała każdy fragment zawartości koszyka i własnej osoby i zaczyna tracić inwencję. Nagle z tyłu zostaje brutalnie zaatakowana: sześćdziesiąt plus też się irytuje i emocje postanawia wyładować na Miejskiej Mamie, jak się okazuje wyrodnej matce i pasożycie, co kolejki zajmuje. Zdaniem zażywnej sześćdziesiąt plus w czasach jej młodości matki nie ciągały dzieci po sklepach (a niby kto stał w kolejkach po chleb czy kiełbasę jak rzucili?), i potrafiły je lepiej wychować. Dziesięć, dziewięć, osiem...Miejska Mama stara się zachować stan zen między zirytowanym synem i toczącą pianę babą.


Tramwaj, godzina wczesno-popołudniowa. Miejska Mama z Młodym przeprawiają się na drugą stronę Wisły na proszoną herbatkę. Godzina narzucona przez gospodarzy, ale nawet znośna, bo przed i po szczycie. Młody chrapie w wózku, bo to pora drzemania. Miejska Mama zchetana, bo właśnie pokonała z wózkiem z Młodym pod pachą kilkadziesiąt stopni, bo nie znalazła w sobie wystarczająco dużo samozaparcia żeby zdecydować się na zasikaną windę (o warunkach jazdy komunikacją publiczną już było). Tramwaj nadjeżdża. W środku zastępy pierwszej co do liczebności grupy dysponującej nadmiarem czasu w Polsce. Beret z kapeluszem i parasolem pod pachą. Miejska Mama się uśmiecha, Młody się budzi i też się uśmiecha, bo właśnie drzwi się otwierają. Miejska Mama usiłuje wjechać do wagonu, na szczęście tramwaj niskopodłogowy a i kondycja matczyna niezła, bo nikt z pomocą nie spieszy. Ale żeby tylko to! Miejska Mama przepraszając że żyje przeciska się w stronę kasownika szukając przestrzeni na bezpieczne ustawienie wózka. Wagon w krzyk: że niech uważa, że tu ludzie stoją, że sobie godzinę wybrała, żeby tak dzieciaka ciągać! Jak samochodu nie ma (ma, ale stara się nie używać jak nie trzeba) i do pracy nie chodzi to niech w domu siedzi! Miejska Mama pokornie zaciska zęby i liczy przystanki do celu.


Ludzie, co was ugryzło!

7 komentarzy:

  1. Chyba masz pecha, mnie się nic podobnie niemiłego nie przydarzyło :-o

    OdpowiedzUsuń
  2. I wszystko w ciągu jednego dnia? Czasem lepiej zostać w domu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, to wybór....uzbierało się od okresu okołoświątecznego:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie wierzę, że tak po cichu zęby zacisnęłaś :)
    ASz-J

    OdpowiedzUsuń
  5. A jednak! Zresztą najgorsze co ludziom możesz w takiej sytuacji zrobić to kulturalnie odpowiadać i nie dać się wybić z uśmiechu - krew ich zalewa. Sprawdziłam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fakt, nerwica + znieczulica straszna. Obecnie drą się na siebie wszyscy z byle powodu, zero tolerancji, kultury osobistej; o ludzkich odruchach i choćby minimalnej chęci pomocy nie wspominając...ja bez dziecka, bez tobołów,mam nerwicę gdy wsiadam do KM czy idę do marketu.
    Brrrr
    Fanka MM

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiecie co? nidawno gdzies przeczytalam, ze Polacy maja taka postawe: "Kiedy Polak wychodzi z domu - wyrusza na wojne.." I tak sie wlasnie wiekszosc zachowuje.. Moze trzeba na ulicach wiecej usmiechu, wiecej zauwazania innych, wiecej zyczliwosci dla obcych ludzi w sklepie, autobusie, w kolejce...? Utopia?

    OdpowiedzUsuń