13 marca 2012

Matka w pośredniaku

W Polsce mamy podział na matki gorsze i matki złe. Te gorsze zachodzą w ciążę pracując. Te złe z brzuchem chodzą jako bezrobotne. A najgorsze są te Polki co dzieci nie mają. Bo komu przyjdzie na nie pracować? – grzmią z prawa i lewa. Ale żeby tak dać jakąś realna zachętę, ułatwienie, to już nie bardzo.

Mamy się mnożyć. Mamy wychowywać. Mamy pracować. Ale żeby pracować trzeba mieć gdzie.

Więc idzie matka do pośredniaka. Wchodzi, rozgląda się, czuje na sobie brzemię potencjału ludzkiego, a tu niewiele, albo nic.

Dla tych złych, to jeszcze jako tako. Jak taka matka pracodawcę znajdzie, co ją będzie chciał zatrudnić, to może na szkolenie się wybrać, studia podyplomowe zrobić, miejsce pracy wyposażyć, przepracować z rok na robotach publicznych. Byle tylko znaleźć takiego, co powie, że zatrudni.

Jak się matka zakręci to i na własną firmę dostanie, ale nie za wiele, bo pieniędzy w puli coraz mniej. I na nianię dadzą. Co prawda starczy na tydzień, ale zawsze coś.

Matce gorszej nie należy się nic. Dostała macierzyński? Dostała. Wypoczynkowy tez może sobie odebrać, ale się boi, że jak jej za długo nie będzie przy biurku, to ją posuną. Więc wraca matka do pracy i robi, z nadzieją, że młode nie będzie chorowite, a klienci dadzą wyjść do domu po ośmiu godzinach, żeby zdążyć choć chwile popatrzeć jak dziecko rośnie.

Jak matka na wychowawczy idzie to robi to na własną odpowiedzialność. Praca niewdzięczna, bo bezpłatna. I czasochłonna. Jeśli matka myśli perspektywicznie o przeprofilowaniu się, dokształceniu, to musi to robić za własne, bo państwo nie da. Bo prawnie matka pracuje, więc co się jej ma należeć?

Że posuną jak wróci? - jej problem.

Że chce się przekwalifikować, żeby móc łączyć wychowywanie młodych z pracą? - jej problem.

Niech sobie matka radzi i głowy nie zawraca. Zresztą, przecież jak już ja posuną, to bezrobotna będzie i wszystko się jej będzie należeć: i szkolenia, studia i narzędzia pracy jak pracodawcę znajdzie co poświadczy, że ją zatrudni, i pieniądze na własna firmę, jak ją przez rok utrzyma, i staże, roboty publiczne itd.. No więc o co się oburza?

To nie jest tak, że jak nie masz dzieci, to Cie nie zwolnią. Jak mają zwolnic, to i tak to zrobią. Ale z pewnością zwykle łatwiej jest robić karierę bez ryzyka częstego L4, bez dziury w historii pracy wypełnionej pieluchami, bez świadomości, że zostając w pracy dłużej zawalasz własne dzieci. Głupio jest wdrapać się na szczyt i z niego zlecieć, bo na miejsce zaciążonych już ustawia się kolejka w pełni dyspozycyjnych i bez zobowiązań. Więc po co ryzykować?


1 komentarz: