30 kwietnia 2011

Jak pozbyć się dziecka

Wiosna przyszła a z nią sezon spacerowy. Dla jednych to zbawienne wyzwolenie od domowego aresztu spowodowanego mrozem, deszczem, kolejnymi chorobami, dla drugich – gehenna wielogodzinnych spacerów i godzin w piaskownicy. Myśląc zwłaszcza o tych drugich Miejska Mama postanowiła „sprzedać” sposoby na pozbycie się dziecka (eufemistycznie – wygospodarowanie czasu dla siebie) nie rezygnując z opieki nad nim. Choć w większości są to metody okresowe, od późnej wiosny do wczesnej jesieni, przy lekkiej tylko modyfikacji i dobrych chęciach sprawdza się nawet w jesiennych strugach i zimowych zawiejach.

Sposoby Miejskiej Mamy stosują się głównie do dzieci chodzących, ale co tu ukrywać – głębokowózkowe dzieci i tak nie potrzebują aż tyle uwagi i czasu co ich starsi koledzy, i z powodzeniem towarzyszą rodzicom przy załatwianiu dorosłych przyjemności i obowiązków, bez koszmaru wycia, wierzgania i mantry „nuuuuuuudzę się”.

Sposób pierwszy – im więcej tym lepiej
Największy błąd jaki może chyba popełnić rodzic, a zwłaszcza rodzic zmęczony, to skazywanie się na długotrwałe sam na sam z dzieckiem. Nie służy to ani dziecku, które ma prawo się znudzić „starym”, zgredliwym i poważnym rodzicem, ani dorosłemu, który zapewne potrafi wyobrazić sobie dużo ciekawsze rozrywki niż robienie babek z piasku, układanie klocków czy wielokrotną lekturę książeczki o strażaku. Dzieci, choć najwyraźniej części rodzicom z trudem to przychodzi do głowy, potrafią świetnie się sobą zająć.
Dlatego, jeśli jesteś rodzicem marzącym o wolnej chwili, czasie dla siebie czy spokojnej rozmowie ze znajomym, najlepiej spotkać się w miejscu gdzie dzieci jest dużo, albo z rodzicem, który ma dzieci.
Plusy: rozrywka i czas wolny dla dużych i małych
Minusy: nie da się ukryć, że co pewien czas trzeba latorośle skontrolować, rozdzielić, powychowywać, ale dopóki nie zabijają się nawzajem albo nie demolują okolicy, nie jest źle
Uwagi: Metoda nie sprawdza się na dużym terenie, bo trzeba się nachodzić, zbyt mała przestrzeń, niedopasowana do dzieci może być dla nich nudna, a co najważniejsze – niestety wśród dzieci zdarzają się odludki i osobniki aspołeczne, lub ewidentnie się nie znoszące i tutaj nic się nie da poradzić. Porażka murowana.

Sposób drugi – na wabia
Kiedy zbyt duża liczba dzieci przeraża rodziców, albo ich dzieci, rozwiązaniem pozwalającym odetchnąć jest wpakowanie się do piaskownicy, parku, klubu zabaw z własnym dzieckiem i zabawkami. „Wabia” w postaci atrakcyjnych gadżetów wystawia się przy sobie i czeka, aż jakieś dziecko się zwabi. Następnie wystarczy wyjaśnić własnemu i złapanemu na czym polega idea zabawy i mamy z głowy.
Plusy: zero dzieci przez dłuższy czas i nowe znajomości
Minusy: konieczność tłumaczenia na czym polega idea wymiany i dzielenia się
Uwagi: zabawki nie powinny być zbyt cenne, bo wypadki się zdarzają, a jeśli dziecko nie jest nauczone jak bawić się z innymi sposób z góry odpada.

Sposób trzeci – na pasożyta
Nie oszukujmy się, inni rodzice tez muszą przesiadywać w piaskownicach, kopać piłkę, wyprowadzać pociechy na spacer. Jednym sprawia to większą przyjemność, innym mniejszą. Ba, są nawet placówki, kawiarnie i kluby, które celem złapania klienta wystawiają w ofercie własne nianie, w cenie kawy (godne pochwały zjawisko). Zgodnie z zasadą „każdemu wobec potrzeb” należy sympatycznych i chętnych rodziców namierzyć, zlustrować, zagadać i dziecko mamy z głowy, bo przez najbliższy czas bawić się będzie w wesołym towarzystwie. Z nianiami jest łatwiej – im po prostu za bycie dzieciolubnymi płaci właściciel lokalu.
Plusy: wolność i bezpieczeństwo, zwłaszcza przy wypróbowanych rodzicach i nianiach
Minusy: kto nie lubi klimatów kawiarniano-towarzyskich i nawiązywania znajomości nie powinien próbować
Uwagi: zasada fair play – jak wykorzystujesz, daj się czasem wykorzystać i nie bądź mrukiem. Inni rodzice też potrzebują odpoczynku i czasu dla siebie

Sposób czwarty – nie ma jak w komunie
To metoda dla prawdziwych twardzieli, co to nie jedno już przeżyli, a zwykle – nie jedno dziecko urodzili. Jak to mówi znajomy Siostry Miejskiej Mamy: „dzieci powinno się mieć tyle, co by się sobą same zajmowały”. Prawda to, choć wcale nie wymagająca przerabiania kobiety na pepeszę rodzącą co roku kolejne duszyczki. Wystarczy skrzyknąć się z kilkoma innymi rodzicami i rotacyjnie, bądź sposobem „na kupę” zajmować się całą dziecięca menażerią. Przy odpowiedniej liczbie i wieku dzieci opieka kończy się na dozorze, moderowaniu zabaw, karmieniu i wycieraniu nosów. Resztę dzieciaki załatwią same.
Plusy: przy założeniu równego zaangażowania i przewagi dobrego humoru można zyskać nie tylko czas ale i ciekawe towarzystwo
Minusy: zwłaszcza w towarzystwie czysto kobiecym istnieje zagrożenie emocji i małych wojenek
Uwagi: oprócz chętnych rodziców i potencjalnych dzieci przyda się jeszcze duży lokal. Na małym metrażu komuna bywa zabójcza. Dla wszystkich.

Powyższe sposoby Miejska Mama stosuje zależnie od okoliczności. Żeby nie zwariować, nie wypalić się, zrobić coś dla siebie krąży między piaskownicami i dziecięcymi klubami z wózkiem wyładowanym po brzegi: zabawkami, jedzeniem, ubraniami i komputerem do pracy. Odwiedza zaprzyjaźnione domy, gdzie zawsze znajdzie podobnych jej rodziców. Dzięki takim metodom na palcach u jednej ręki może wyliczyć sytuacje, kiedy nie z własnej chęci musiała wracać do domu. Czego serdecznie życzy na wiosnę wszystkim rodzicom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz