28 czerwca 2010

Mała rzecz a cieszy

Miejska Mama ma marzenie – wybyczyć się w weekend. Obudzić się, kiedy przyjdzie na to pora, leniwie przeciągnąć się w łóżku obok Idealnego Taty, ciągnąć losy kto robi tym razem śniadanie, a potem bezwstydnie skonsumować je w pościeli. Że fuj? Niehigienicznie? Trudno, raz się żyje. Żadnego walenia samochodzikiem w twarz o szóstej, oślizgłych pocałunków dziecięcych usteczek z ząbkami włącznie, rozkosznych stópek w okolicach szyi, zalanego łóżka, bo pielucha za późno została zmieniona. Żadnych kompromisów w stylu: dobra, dziś ty do niego wstajesz, ja jeszcze chwilę odeśpię. A godziny przed dziesiątą rano mogą nie istnieć wcale.
Potem długi, relaksacyjny prysznic, bez łomotania w drzwi, wyciągania zasłonki i ładowania bielizny, szczoteczki do zębów, pasty do butów i innych podręcznych rzeczy do wanny.
Cisza. Zen. Leniwy spacer po mieście, żadnego sprintu za dzieckiem, które właśnie zamierza przekroczyć dwupasmową ulicę na czerwonym świetle. W przerwie relaksacyjna kawa, potem obiad i napoje wyskokowe, bez elementu wklepującego groszek w obrus i sprawdzającego, jaką zawartość mają talerze innych gastronomicznych gości.
I najważniejsze – sen o każdej porze dnia, kiedy tylko przyjdzie na to ochota. Bez głuchych odgłosów rozbijanej o podłogę głowy, wątpliwej przyjemności zapaszków dziecięcych pieluch, i nieustannego maaaaammaaaa, maaammmaaaa, mammmmaaa?! Bez wyrzutów sumienia, że ciocia, babcia, przyjaciółka właśnie w ciszy złorzeczą na podrzucone im dziecko.
Fajnie sobie tak pomarzyć na koniec weekendu kiedy przed Miejską Mamą cały długi tydzień. Ale bez rozczulania się – kilka najbliższych lat minie a potem pierwsze upragnione wakacje! I bye bye drogie potomstwo. Czas na letnią przygodę z dala od maminej spódnicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz