14 czerwca 2010

Spokojnie, to tylko dziecko

Czasami po prostu wyją. Bo rodzice zabraniają, grodzą, nie dopuszczają. Bo zamiast banana jest bułka, a zamiast soczku herbatka.Wiją się na podłodze i łkają, rzucając na boki baczne spojrzenia, czy aby spektakl robi wystarczające wrażenie. Czasem drą się więcej, czasem mniej. Natężenie zależy od ilości nieprzespanych godzin, wyżynających się zębów, pogody i, niestety, wieku – niestety, bo podobno wszyscy rodzice muszą przejść przez okres kiedy ich własne dzieci zmieniają się w gnomy i wyjce.
Za pierwszym razem rodziców ściska, chcą przytulić, otrzeć łzy, zająć czymkolwiek latorośl. Ale w miarę zwiększania częstotliwości występowania histerii, uporu dziecięcych aktorów i preferowania występów w miejscach publicznych przez głowę kochającej mamy i cierpliwego, jak do tej pory, taty przechodzi tysiące obrazów: zakneblować, wywiesić za okno, zakopać, oddać, uciec, może nie zauważą. Ręka korci, krtań się wyrywa, żeby siłą głosu zmiażdżyć dzieciaka. Ale cii...spokój.
Najlepszym sposobem na przetrwanie jest opanowanie.
Łatwo mówić, ale kiedy gówniarz piłuje niemiłosiernie od godziny, tak że matka zastanawia się, czy sąsiedzi nie wezwali już policji ze wsparciem opieki społecznej, każdemu mogą puścić nerwy.
A tu trzeba przełknąć, wziąć głęboki oddech, wyciszyć emocje i spojrzeć na dziecko z dystansem. Po sprawdzeniu, czy nic nie boli, nie straszy, nie dokucza, trzeba wyjść z siebie i stanąć obok. Słyszeć ale nie słuchać, kiedy maleństwo zachłystuje się łzami, bo nie pozwolono mu wejść na parapet, czy biegać po domu z nożem. Zachować spokój (ale i refleks) kiedy nasze kochanie kładzie się ostentacyjnie na pasach dla pieszych, sugerując że ono dalej nie idzie. Bo nie.
Miejska Mama łyka od tygodnia emocje. Słyszy, nie słuchając. Tłumaczy powoli przedzierając się przez wycia i wrzaski. Spokojnie odnosi Młodego na karny fotel pogryziona do krwi przez wyżynające się ząbki. Oaza spokoju. Zen. Ale do czasu.
Kiedy tylko Idealny Tata wraca do domu nerwy puszczają. Wszystko w środku drży. Miejska Mama wlecze się do komputerowej nory i nie chce słyszeć, widzieć ani czuć. Nikt, absolutnie nikt nie ma prawa jej dotknąć, przeszkodzić, zbliżyć się. Siostra, u której występują te same symptomy, ma zasadę – za każą godzinę wrzasku dziesięć minut odosobnienia. Świętego spokoju.
Dzięki doświadczeniom dziecięcych histerii Miejską Mamą przestały dziwić przybytki – restauracje, hotele – gdzie zamiast tabliczki z przekreślonym pieskiem wisi „dzieci tu nie obsługujemy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz