18 lipca 2011

Lato w mieście

Wakacje: przywilej dzieci w wieku szkolnym i pracujących rodziców – to wniosek po przejrzeniu tegorocznej oferty miejskich „urlopowiczów”. Jeśli nie daj Boże z jakiś przyczyn rodzice kilkulatków zrezygnowali z wojaży nad Bałtyk czy pod Giewont prędzej czy później chodzido do nich że zostali na przysłowiowym lodzie. Bo:

-większość przedszkoli i żłobków jest co najwyżej w opcji dyżurującej

-place zabaw to pustynie samotności, po których jedyne co hula to wiatr

-z klubami dziecięcymi to samo, chyba, że pogoda nie dopisze, to dzieci owszem, są, ale w wersji „burzowej”

-wakacyjne rozrywki zwykle mają dopisek „od lat sześciu”

W zaistniałej sytuacji człowiek ma do wyboru albo się załamać i łkać w poduszkę po intensywnym dniu spędzonym z nieletnim terrorystą sam na sam, albo na gwałt szukać niani, rodziny nad morzem, dalekich, spragnionych kontaktu z dzieckiem kuzynów nad jeziorami, albo atmosferę wakacji ściągnąć na teren podwórka, chodnika i piaskownicy.

Miejska Mama, jako że nie przepada za postawą heroiczną, chętnie skorzystała z możliwości współdzielenia się wakacyjnymi dyżurami z innymi. Zgodnie z zasadą: im więcej dzieci tym mniej, dzień w dzień, dostosowując jedynie miejsce spotkań do pogody, stawia się na wakacyjne leniuchowanie. Są kocyki, i pikniki, kawa w klubie dziecięcym, kino, muzeum, czy wyprawa w nieznane. Zaopiekowane dzieci z wdzięcznością bawią się same, dzięki czemu jest czas i na internet, i na książkę, naukę czy rozmowę. Cztery-pięć godzin z dzieciarnią na placu zabaw załatwiają potrzebę wyszalenia kilkulatków, co procentuje w długie, letnie popołudnia. Zamiast całodziennego „maaaaamooooo”, „to! To!”, „nie chcę”, „nudzę się” itd. trzeba jedynie przyzwyczaić się do koncentracji dźwięku i wyrobić odruchy reagowania na potrzeby kilkorga dzieci naraz – rozdzielić na czas, przykleić plasterek, w porę zabronić. A tak to laba. Po prostu lato w mieście. Bez korków, zatruć, drenażu kieszeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz