18 lipca 2011

Dieta cud – czyli jak przetrwać z dzieckiem przy stole

Kto choć raz miał „przyjemność” współdzielić stół z jedzącym maluchem z pewnością ma do dziś w pamięci obrazki rodem z horrorów smakoszy. Młode je palcami, nosem, uchem. Jedzenie rozciera, mamle, wypluwa, marudzi, krztusi się, pluje, czasem zwraca. W zależności od umiejętności manualnych i wieku delikwenta ślady po posiłku są na ubraniach, stole, krześle, podłodze, świeżo odmalowanych ścianach, kanapie naprzeciwko. Rodzice mają znieczulicę, swoiste przystosowanie biologiczne, dzięki której zamiast popadać w zohydzenie są w stanie towarzyszyć w posiłkach swoim pociechom (wyższą formą przystosowania się jest zdolność do zjadania posiłków dzieci poniżej roku – zwłaszcza słoiczków. bleeee). Z niedzietatymi bywa gorzej. Grymas obrzydzenia i przerażenia towarzyszący wspólnemu posiłkowi z maluchem na długo zostaje w pamięci rodzica. Nawet najnowsze teorie stawiające na piedestale rozwojowym konieczność babrania się z śniadaniami, obiadkami i kolacjami nie są w stanie przekonać kulinarnego estety do towarzyszenia roczniakowi w posiłku.

Ale jedno dziecko to pikuś. Posadzenie kilku chłopców przy jednym stole, wcelowanie w ich gusta kulinarne, powstrzymanie rozlewu krwi spowodowanego od ran ciętych i kłutych zadawanych sztućcami, utrzymanie ich w pozycji siedzącej do końca posiłku, i nie dopuszczenie do zmiany okolicy stołu w chlew – o, to już prawdziwe wyzwanie.

Do posiłku z całą letnią dzieciarnią Miejska Mama z Siostrą zabierają się jak do manewrów wojskowych. Najpierw trzeba opracować strategię smaku: przypomnieć sobie, na co kto ma alergię, kto czego nie lubi, co było, o co prosili a przede wszystkim – co nie będzie czasochłonne. Punkt drugi to zorganizowanie czasu tak, żeby podczas gotowania młodzież nie powyrzynała się nawzajem, ani nie zdewastowała otoczenia. Następnie, z dbałością równą dyplomatycznym posiłkom, drobiazgowo opracowuje się sposób sadzania małych biesiadników, starając się rozdzielić, przegrodzić wszystkich możliwych antagonistów. Niezwykle istotny jest przy tym strój, bo przy posiłku z Młodym, jego braćmi, kuzynami i kogo tam jeszcze na obiad przywieje, ubrania muszą być łatwospieralne i niezbyt cenne. Trudno siedzieć spowitą w biele, kiedy co i raz komuś coś się wylewa, upuszcza, rozpryskuje, a sami dorośli jedzą na czas, dzieląc każdy kęs z wycieraniem brudnych buź, blatu stołu, czy donoszeniem ścierek. Czasami po prostu łatwiej jest odpuścic sobie posiłek, zjesc później, ale w spokoju, kiedy hordy nieletnich barbarzyńców najedzone i spokojne zalegną z książkami na kanapach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz