02 sierpnia 2010

Wakacyjna pustynia

Cały naród wyemigrował do wód. Matki na przetrzebionych placach zabaw przekazują sobie adresy do sprawdzonych kwater. Pralki w każdym domu chodzą na maxa, żeby zdążyć z przepierkami przed kolejnym wyjazdem. Żelazka rozpalone do czerwoności dogrzewają duszne mieszkania. Ale czego się nie zrobi, żeby dalej jechać, wyrwać się z ciasnego miasta gdzie pozbawione przedszkoli i kolegów dzieci chodzą po ścianach. Więc matki porzucają ojców i pędzą przez kraj. Jak nie na północ, bo brak miejsc, to nad jeziora, a w najgorszym razie na południe. Czasem jakiś fajny wyjazd się trafi do ciepłych krajów, to i matka sobie odpocznie. Bo tak na prawdę okres wakacyjny jest dla rodziców jak koniec kwietnia dla księgowych. Ostra harówa. Rodzice nic nie robią tylko niańczą dzieci, lub zastanawiają się, kto może to zrobić za nich. Fajnie jest móc się z krewnymi lub znajomymi przychówkiem powymieniać i samotnie z mężem wyjechać wypocząć choć na tydzień. Niezłym rozwiązaniem są też babcie-emerytki intensywnie mobilizowane do kontaktów (najlepiej daleko od domu) z ukochanymi wnukami. Kolonie i obozy niestety wymagają certyfikatów wiekowych, ale zawsze można coś tam nagiąć.

Rodzicom, którym nie uda się podciągnąć pod żadne z powyższych rozwiązań, lub cierpią na kryzysowy budżet, pozostaje snucie się od cienia do cienia wśród remontowanych namiętnie latem placów zabaw i wysuszonych fontann.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz