07 stycznia 2010

Kiedy mama jest bogiem

"Mama" to brzmi dumnie i zwykle jednoznacznie się kojarzy: rozkoszne maleństwo wtulone w anielską rodzicielkę. Gdzie ona tam i ono. Matka pochyla się cierpliwie nad nieletnim, śmieje się z jego nieporadności, pomaga radzić ze światem. Młode u matczynej spódnicy. Mama-nomadka z dzieckiem na plecach, zapewniająca mu ciepło matczyne, patrz komfort psychiczny. Sądy, które przyznają opiekę nad dziećmi matce, bo ona bliższą sercu dziecięcemu jest i synek czy córeczka może łatwiej zniosą traumę po haniebnym rozwodzie ze scenami i chwytami poniżej pasa kochanych rodziców. Mama w dzień, mama w nocy, mama totalna. Rozkoszne, prawda?
Każda dziewczynka katująca swojego misia czy lakę-szmaciankę nieustannym noszeniem, tuleniem, głaskaniem, po prostu marzy i widzi się w przyszłości blisko swojego dziecka. Nieustannie.
Na szczęście to przechodzi. Większości. A zwłaszcza tym, co to na prawdę chciały być rzeczywiście blisko, bliziutko. Aż do łez. Problem w tym, że czego by nie robić, dla małego człowieka mama jest bogiem - w sensie wszystkiego. Ona karmi, przewija, kąpie, bawi się, i po prostu jest, jako jedna z nielicznych rzeczy w ciągle zmieniającym się świecie. Nie dziw, że jak się ma niecały metr to tę mamę dla porządku świata dobrze mieć cały czas przy sobie. I tu się zaczynają problemy. Bo mama oprócz bezsprzecznego bycia mamą jest tez człowiekiem, a nie kangurem. Zresztą kangurze młode nie muszą być pielęgnowane do osiemnastego roku życia, co znacznie zwiększa ich komfort rodzicielski.
Miejska Mama z kangurem jedyne co mogła mieć wspólnego to koszmarny rozmiar stóp. Ale na tym koniec. Żadnej torby do noszenia potomstwa na szczęście nie posiada. Jakież było wiec jej zdziwienie kiedy po czterech tygodniach spędzonych sam na sam z chorym synem dowiedziała się, że stała się nieodłącznym elementem jego życia. Nie było mowy o samotnym pójściu do kuchni, sypialni czy choćby toalety.
Ubi tu Caius, ibi ego Caia. Gdzie ty Gajus, tam i ja Gaja, z tym, że Miejska Mama miała już jednego męża w domu i więcej jej na razie nie potrzeba. Młody miał na to jednak inne zapatrywanie i nieustannie zaczął podążać za rodzicielką krok w krok. A najlepiej być na jej rękach, lub ciągnąć się niemrawo wczepiony łapkami, zębami,a najlepiej wszystkim w matczyne spodnie, spódnicę czy chociażby stopę. Mamamaaaaammaaaaaaamma....
Nudne, prawda? Zarazem dość osaczające. W dodatku synek po niewidzeniu mamusi przez pięć minut wdrapywał się na nią nieustannie i cmokał obśliniając całą twarz, cmok, cmok, liz.
A już zupełny dramat zaczynał się kiedy Miejska Mama zamykała za sobą drzwi wejściowe pędząc do obowiązków wymagających jej obecności poza domem, czy zmuszona nieoczekiwanymi obowiązkami zawodowymi zmuszona była zamknąć się w oddzielnym pokoju. To było straszne! Młody mając do dyspozycji Babcię czy nawet Ukochaną Ciocię darł się okrutnie przez cały czas, robiąc przerwy jedynie na oddech i nerwowe poszukiwanie matki. Godzina, dwie, pół dnia - bez różnicy. Udręczone dziecko zasypało wreszcie na rękach jeszcze bardziej udręczonego opiekuna a Miejska Mama mogła wreszcie spróbować wyciągnąć zęby z ręki na której je zacisnęła co by nie krzyknąć do dziecka (nogi też na wszelki wypadek przywiązywała sobie do krzesła, żeby ją nie poniosło do pierworodnego).
Po pierwszym takim spektaklu skończyły się marzenia o bezdzietnym wyjeździe z Idealnym Tatą na azjatycki kontynent, bo nie wiadomo komu by się większą krzywdę zrobiło - Młodemu czy Babci.
Bynajmniej nie jest tak, że Miejska Mama wyjątkowe dziwadło sobie wyhodowała. Wywiad środowiskowy wykazał, że niestety, takie przypadki zdarzają się częściej. Matki pracujące lub nie krają sobie serce na sześć, osiem części i przełykają je z gorzkimi łzami wymykając się ukradkiem do pracy przy akompaniamencie wrzasków. Z poczuciem winy wychodzą na kilka godzin na zakupy czy do kina zastając potomstwo z zapuchniętymi powiekami a opiekunów nad pustą buteleczką nervosolu, I nic z tym zrobić nie można, jak tylko przeczekać. Chociaż jest cień szansy - można spróbować jak najwcześniej przyzwyczaić ukochane maleństwo do politeizmu w postaci ojców, ciotek czy niań, jako regularnie zmieniającego się panteonu bóstw. Może czym skorupka za młodu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz