28 września 2009

Matka matce wilkiem

Jeden z producentów żywności dla dzieci wyliczył, że w pierwszym roku życia dziecka rodzice nie dosypiają 750 godzin. Fakt, nie jest łatwo, zwłaszcza jeśli do nocnych karmień i przewijań dochodzą kolki, uczulenia, infekcje, a czasem po prostu trudny charakter dziecka. Jak jest na prawdę wiedzą tylko te kobiety, które miały okazję przejść na własną rękę ten dziecięcy survival. Wiedzą i chętnie się tą wiedzą dzielą, licytując się która ma gorzej. Miejskiej Mamie też się zdarzało. Czasami było jej nawet przykro, że Młody, dziecko do czasu spolegliwe i zdolne do kompromisów, nie dał jej bardziej w kość, przez co nie mogła wejść do elitarnego klubu Matek Ekstremalnych. Synek raczej nie płakał (do czasu), nie terroryzował krzykiem kiedy umęczona matka szła do toalety czy próbowała wreszcie coś zjeść (do czasu), uprzejmie pozwalał się sobą zajmować osobom mniej lub bardziej znajomym, dzięki czemu Miejska Mama mogła odsapnąć (do czasu), kolek nie miał wcale, a apetyt miał na wszytko, byle dużo. I co to za macierzyństwo? O czym tu opowiadać?

Wzajemne wyznania matek, zwłaszcza matek kombatantek, a już szczególnie tych doświadczonych z klubu Matek Ekstremalnych, często mają uzdrawiającą moc. Bo oto świeżo upieczona matka dowiaduje się, że nie ją jedną dotknął tak los, że ząbki wreszcie przestaną maleństwu rosnąć, całonocne krzyki się znudzą, a nawet najbardziej oporny potomek musi kiedyś odespać nieprzespane godziny, nauczyć się samodzielnie jeść, chodzić, ubierać się, korzystać z toalety, a jak dobrze pójdzie, to po latach pójdzie sobie z domu, i może nawet podziękuje. Warto zatem spotykać się i rozmawiać.

Niestety, jest też ciemna strona macierzyństwa publicznego. Bo tak jak nikt nie pomoże, tak nikt nie może zaszkodzić tak, jak druga matka. Nie wiadomo, czy kwestia to zawiści, głupoty czy braku empatii. Jedno jest pewne - mamy długo nie mogą się pozbierać po spotkaniach z "życzliwymi" koleżankami, przyjaciółkami czy znajomymi. Nie chodzi nawet o wymianę informacji, tylko o to JAK to robią:

- Twój synek nie sypia? Mój pozwalał mi przespać całe noce.

- Nie je? Ma kolki? Mój wspaniale się chował. Może źle karmisz?

- Nie dajesz rady posprzątać domu?! Nie przesadzaj, przecież to tylko dziecko! Jak byłam z małą
w domu, to miałam na wszystko czas.

- Tarza się? Gryzie? Moje tak nigdy nie robiły.

- Nie mówi? Mój już w tym wieku...

- Twoje dziecko jest takie...

- Źle znosi podróże? Nie przesadzaj, dzieci w tym wieku lubią podróżować. Myśmy wtedy byli w..

Takie "życzliwe" rozmowy doprowadziły już niejedną mamę na granicę depresji, wprowadziły w stan nienawiści do własnej pociechy a zwłaszcza męża, który jakby nie było, jest odpowiedzialny za stan macierzyński. Bez sensu. Prawda jest taka, że "życzliwe" albo miały megawsparcie w postaci mamy, teściowej, niani trzymającej wartę przy łóżeczku dziecka, albo wróciły do pracy zanim droga pociecha pokazała pazurki, albo po prostu posiadają dzieci odchowane, często ponadprzedszkolne i im po prostu pamięć im się zatarła, o nieprzespanych nocach, nieterminowych rozwojach, przekreślonych planach wakacyjnych, niezrealizowanych w zaplanowanym czasie karierach, brzuchach obwisłych, dylematach zawodowo-rodzinnych. To tak jak z porodem - zapomina się to co niekomfortowe, a w pamięci zapadają tylko te wyjątkowe chwile.
Może to i dobrze. Inaczej, która z kobiet zdecydowałaby się na kolejne dziecko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz