05 grudnia 2010

To chore!

Pomoc społeczna, policja, prokuratura, służba zdrowia, placówki edukacyjne stoją na straży rodziny i dzieci. Mają nieść pomoc, kiedy rodzicielstwo przerasta rodziców, kiedy bezpieczeństwo dzieci jest zagrożone przez osoby trzecie, lub, niestety przez nieliczne przypadki osób, które nigdy dzieci mieć nie powinny, kiedy dzieci są krzywdzone lub choćby zaniedbywane. Odpowiednie organy powinny obserwować i interweniować, wyręczając społeczeństwo, które niestety jakoś ślepnie kiedy ma za ściana patologię, albo rodziców w potrzebie.
Tylko dlaczego dochodzi do dramatów, po których wszyscy sąsiedzi mówią do kamer – no bo to trudna rodzina była, widziałem, że on pił a ona się puszczała i niejeden ciemny typ tutaj przychodził a mieszkanie normalnie melina.
Sąsiedzi i „dobrze życzący” interweniują nie wówczas kiedy powinni, bo im nie wygodnie albo się boją, ale wtedy, kiedy czują się bezpieczni. Wówczas nie szczędzą ostrych słów piętnujących rodziców.
Wystarczyło że zrobiło się zimno i śnieżno, żeby dać ujście postawie dobrego obywatela. Matki, które miały nieszczęście musieć wychodzić w tym czasie z domu zabierając ze sobą dzieci (bo nie miały ich z kim zostawić), słyszały na ulicach, że są wyrodnymi rodzicami, że na taką pogodę to dziecka się nie wynosi, że nie dostatecznie okryte, że skrajna nieodpowiedzialność itd. Nikt nie zapytał, czy może pomóc rodzicom, czy może ich wyręczyć w obowiązkowych zakupach, popilnować dziecka, kiedy trzeba iść do urzędu, czy chociaż podwieźć. Wrony tylko krakały i puszyły czarne pióra, kra, kra, kra – zła matka, do prokuratury ją!
Znane Miejskiej Mamie rodziny nie należą do tych patologicznych. Kochają swoje dzieci i dbają o nie. Dzieci mają dni gorsze i lepsze, i zdarza się im dostać histerii, jak to dzieciom. Kilka dni kolek, buntu dwulatka, kryzysu wychowawczego i ci odpowiedzialni oraz oddani swojemu potomstwu ludzie zaczynają się bać, że sąsiedzi doniosą na nich do opieki społecznej, że dzieci zostaną im odebrane. Miejska Mama wie jak to jest, bo sama przeżyła noce nosząc Młodego szlochającego jakby go żywcem ze skóry obdzierali, i bała się że zaraz policja zapuka i oskarży o molestowanie dziecka. A kiedy syn zaczyna niepewnie balansować na krawędzi kanapy lub niebezpiecznie zbliżać się w kierunku okna pchając krzesło przed sobą już widzi te wątpiące spojrzenia lekarzy, kiedy będzie musiała tłumaczyć co się stało na pogotowiu. To chore, że boją się ci, którzy bać się nie powinni, a nie na odwrót. Pytanie – co działa nie tak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz