09 grudnia 2010

Raz jeszcze o podróżach

Dziecko może sprzedać wszystko. Chyba nie ma towaru, którego nie dałoby się dzieckiem zareklamować. Dziecko we współczesnej kulturze ma status boski – nic o nim bez niego a wszystko dla niego. Jak się okazuje turystykę dzieckiem tez sprzedać można.
Wyjeżdżając do Syrii Miejska Mama wertowała dość ubogą liczbę tekstów (głównie blogów, trochę artykułów w sieci) poświęconych podróżowaniu z dziećmi. Znalezioną wiedzę przyswoiła, uwzględniła, zweryfikowała, część przekazała kilka postów temu. W międzyczasie w jej ręce trafiła ślicznie wydana książka „Podróże z dziećmi” wydana pod dość poważnym i podróżniczo rekomendowanym logo National Geographic. Z pobieżnej lektury Miejska Mama dowiedziała się, że:
- Bliski Wschód w zasadzie nie istnieje
- Polska to Kraków
- Miejska Mama jest złą matką, gdyż wśród niezbędnych artykułów dla małego podróżnika nie wzięła m.in. koszulki z filtrem i bransoletki mierzącej stan nasłonecznienia dziecka
- podróże z plecakiem w zasadzie nie istnieją
- podróżowanie z dzieckiem polega na zaliczaniu jednej dziecięcej atrakcji za drugą
- dziecko może podejść tygrysa w rezerwacie jeśli tylko zapozna się z opisywaną książką. O konsekwencjach takich zabaw nie ma ani słowa
Żeby nie było, że jest tak źle, autor – dziennikarz, ponoć podróżnik i ojciec bliźniąt, uczciwie informuje o ograniczeniach wiekowych dla dzieci w niektórych krajach, zagrożeniach zdrowotnych, trochę uświadamia rodziców (choć graniczy to z wywoływaniem paniki) że podróżowanie z dzieckiem wymaga pewnych przygotowań, zwłaszcza psychicznych.
Generalne książka jest śliczniutkim kalejdoskopem gdzie można by się wybrać, zabierając ze sobą dziecko. Ważnych informacji się tu nie znajdzie. Kolejny gadżet za nie małe pieniądze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz