30 grudnia 2009

Matką europejską być

Rzym, swego czasu centrum europejskiej cywilizacji, miał dojną wilczycę, co to hojnie wykarmiła dwóch chłopców, założycieli Wiecznego Miasta.
Dzisiejsza Europa tez ma swoją dojną krowę, której co prawda sensu stricte nie widać, ale z której sutków szerokim strumieniem płyną życiodajne płyny mające wyżywić miliony rozsiane po kontynencie. Żeby jednak skorzystać z dobrodziejstw matki karmicielki z Brukseli trzeba rzeczonego cyca znaleźć. Ale to nie wszystko. Cyc dopasowany jest do konkretnej mordki, bo jak się okazuje, nie każdemu po równo płynie, o czym Miejska Mama mogła się osobiście przekonać.
Macierzyństwo uskrzydla – takie przeświadczenie najwyraźniej towarzyszyło organizatorom kursu na mamę europejską, czyli taką, co to między pieluchami i kaszkami znajdzie sobie czas na podciągnięcie własnych kwalifikacji zawodowych, czy wręcz na rozkręcenie własnego interesu. Zgodnie z potoczną wiedzą Matka Europa szczodrze wspiera taki heroizm. Niestety jednak w praktyce okazuje się, że skorzystać z pomocy mogą tylko nieliczne rodzicielki. Zanim więc droga matko sięgniesz za telefon, internet czy włożysz buty żeby popędzić do najbliższej unijnej informacji zważ na następujące fakty:

1.kurs na europejską mamę przysługuje, owszem, ale tylko tym mamom co to z różnych przyczyn pracą się w stanie przed ciążowym nie parały albo których pracodawca w ramach równości płci zwolnił w pierwszej możliwej chwili kiedy zdał sobie sprawę, że za kilka miesięcy z brzuchaty pracownik przeistoczy się w problem zespołowy. Mamy na wychowawczym czy na macierzyńskim mogą liczyć co najwyżej na dobrą wolę organizatorów, którym wystarczy zapewnienie, że kandydatka na europejska mamę zostanie zwolniona jak tylko wróci do pracy.

2.Na poprawę swojej sytuacji mają szansę mamy, które na oczy komputera nie widziały, wyższych studiów raczej nie skończyły a pracować pracowały co najwyżej na taśmociągu fabrycznym czy zmywaku. Proponowane Miejskiej Mamie kursy oferowały przede wszystkim podstawy obsługi komputera, spotkania z wizażystką i stylistką, psychologiem i specem od CV. Oczywiście na teście kwalifikacyjnym można zaniżyć swoje umiejętności co by dostać szansę kilkumiesięcznej rozrywki połączonej z opieką dla dziecka, bo i takie opcje są, ale co zrobić po miesiącu kiedy z nudy matka - kursantka zaczyna podgryzać monitor, a koleżanki matki, nie kursantki wybierają się na dwa tygodnie na wieś, a tu kurs dokończyć trzeba?

3.Z oferty wynika że idealna matka europejska to florystka, sklepowa czy kuchenna. W kontekście spotkania odbywającego się w centrum Warszawy nie dziwi więc małe zainteresowanie zebranych mam, mimo proponowanej dodatkowo „pensji” wypłacanej podczas kursów czy opieki nad potomstwem.

4.Teoretycznie dla tych bardziej ambitnych matek pozostaje szansa na 40 tysięcy złotych w ramach rozkręcania własnej działalności pod unijną pieczą. Propozycja świetna, bo kto nie chciałby wreszcie zrealizować własnych marzeń i to prowadzony od początku za rączkę przez kurs na bizneswomen, pomoc w przygotowaniu biznes planu, zielone światło na początek? Szkopuł w tym, że po pierwsze oprócz założenia trzeba taką firmę przez rok utrzymać na rynku, a po drugie Polacy, a zwłaszcza mieszkańcy stolicy obdarzeni są wybitnym talentem biznesowym i, co tu owijać w bawełnę, konkurencja jest przeogromna. Miejska Mama kiedy drążyła temat usłyszała od organizatorów wprost – zgłoszeń jest tyle, że nie wybieramy wśród najlepszych. My musimy odrzucać brylanty.

5.Pozostaje jeszcze droga do własnej firmy przez pośredniak. Tu co prawda stawką są dwa razy mniejsze pieniądze, ale i konkurencja o niebo mniejsza. Tyle, że ta opcja jest dostępna wyłącznie i nieodwołalnie dla bezrobotnych mam.

Mimo wszystkich powyższych „ale” może lepiej się nie zniechęcać. Może warto jednak spróbować, świadomym swoich szans, i zobaczymy – jeśli Mamie - kandydatce na europejkę uda się dostać na wymarzony, interesujący kurs na poziomie, jeśli wygra wyścig o własną firmę - wspaniale. Jeśli nie, to będzie i tak wygrana, bo dobrze opracowany pomysł nawet bez unijnego wsparcia może wypalić, a podszkolić się można i w inny sposób. Wystarczy tylko odważyć się i poszukać możliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz