10 sierpnia 2009

Pułapki natury (społecznej i nie tylko)


Kobieta - osobnik ludzki płci żeńskiej. Stworzony w tak przemyślny sposób, żeby w skutek mniejszej lub większej przyjemności z osobnikiem męskim móc produkować kolejnych ludzi. Ciało kobiety przez dziewięć miesięcy służy jako inkubator, karmiąc i chroniąc rozwijające się w niej życie, które rodzi się później niesamodzielne. I kolejne miesiące mijają, żeby wiecznie głodny, pragnący kontaktu i nieustannej opieki, młody człowiek mógł wreszcie stanąć na nogi. To jeszcze nie koniec - bo oprócz podstawowych umiejętności biologicznych nowy osobnik ludzki musi nauczyć się żyć w grupie, według zasad życia w danym społeczeństwie, żeby potrafić przetrwać wśród podobnych jemu. I znów kobieta (tym razem już zależnie do partnera) targa swoje dziecko ze sobą po świecie, uczy je mówić, patrzeć, komunikować się z innymi i być w świecie. Praca ta bywa niewdzięczna, bo kobiecie zwykle za to nie podziękują, a jeszcze zwyzywają, że nie potrafi, że popełnia błędy, że co narzeka na zmęczenie, skoro ma tak skonstruowaną naturę, to widocznie musi i koniec dyskusji.

Lata temu kobiety zbuntowały się. Miały dość ciągłego podporządkowania się mężczyznom, wysłuchiwania ich barwnych przygód, ograniczenia dostępu do wiedzy i władzy. Nielicznym udało się sięgnąć pozycji należnym mężczyznom. Własną pracą, wysiłkiem, dzięki wielu wyrzeczeniom i, co najważniejsze, predyspozycjom, spełniły swoje marzenia, pokazując pozostałym kobietom, że można. Potem kolejne wojny, brak mężczyzn do pracy przy typowo męskich zajęciach, doprowadziły do upowszechnienia przejmowanych przez kobiety ról. Tak im się to spodobało, że zaczęły na wszelkie sposoby walczyć o równouprawnienie. Chciały móc decydować o swoim losie, utrzymaniu, edukacji. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden szkopuł: płeć. Bo kobieta równouprawniona (mniej lub bardziej, zależnie od punktu widzenia) ma oprócz zdobycznych, typowo męskich możliwości, obowiązki nałożone jej przez biologię. Jedyny wybór to być czy nie być matką. Strzał w kolano: jako wyzwolona kobieta mam prawo być stuprocentowym mężczyzną, ale nie oznacza to rezygnacji z biologii kobiety. Kobiety zmuszone są więc do trudnych wyborów: spełnić się jako pełnoprawny obywatel, jako matka, czy łączyć obie te rzeczy, de facto pracując na dwieście procent. A te które dzieci mieć nie chcą, muszą znosić spojrzenia pełne współczucia, że nie mogą rodzić, przez co nie są w pełni kobietami, albo są szkalowane jako egoistyczne karierowiczki.

Na pewno są mamy, które z opieki nad własnym dzieckiem rezygnują z powodów ambicjonalnych - bo bardziej spełniają się w pracy niż przy dziecku. I wolno im, chwała im za to, że potrafią przyznać się do tego przed samymi sobą. Właśnie o to walczyły nasze prababki.

Są też takie, które doskonale radzą sobie łącząc obie role. Niektóre nie mają wyjścia i w imię finansów rodzinnych zmuszone są porzucić maluchy, żeby móc im zapewnić utrzymanie.

W obu przypadkach matki zwykle do pomocy mają osoby trzecie czy instytucje. A co z matkami, które postanawiają na własne barki wziąć swoje macierzyństwo, często mnogie i skupić się tylko na tym? Tym należy przykleić łatkę i wytykać palcami.

Z obserwacji Miejskiej Mamy wynika, że wiele kobiet rezygnuje z siedzenia z dzieckiem w domu, bo boją się pręgierza społecznego. Te bardziej ambitne mogą przecież czas między podcieraniem pupy i gotowaniem obiadku zużytkować na robienie czegoś dla siebie. Ale mimo to często boją się zaryzykować, bo w naszym społeczeństwie świadome poświęcenie się wychowaniu dziecka, to coś gorszego, wstydliwego dla kobiety. Pilnowanie czy młody człowiek prosto rośnie, obserwowanie go, dbałość o jego słowa, zabawy, spotkania, jest niżej oceniane niż praca w biurze, kariera w banku, czy pełne przygód życie na topie. Opiekunka do dzieci, niania to praca dorywcza, zapchajdziura budżetowa dla studentek lub młodych emerytek, które w ten sposób mogą dorobić.

Kobiety wywalczyły sobie swobodę przejmowania ról. Ale wybór obowiązków męskich był krokiem tylko w jedną stronę. Bez odwrotu. Bez rezygnacji z roli matki. Jedyne co kobiety mogą dziś z tą wiedzą zrobić, to decyzję o dalszym losie macierzyństwo/kariera/wszystko na raz podejmować świadomie, nie oglądając się na otoczenie.

Miejska Mama wybrała. Od września będzie stuprocentową mamą na wychowawczym.
I codziennie będzie się budzić z wyrzutami sumienia że jest pasożytem społecznym, będzie się musiała tłumaczyć z wrodzonego lenistwa przed znajomymi i odpierać ataki rodziny, że się uwstecznia, ponieważ nie zarabia sama na siebie.

1 komentarz:

  1. A jednak wszystko zależy od środowiska. Ja jestem mamą pracującą, z różnych przyczyn, z konieczności ale i z wyboru. Spełniam się i jako pracownik i jako mama, choć padam na twarz i nie ma już czasu na nic poza pracą i dzieckiem. i bywam piętnowana. porzuciła dziecko i jeszcze lubi chodzić do pracy! no zła kobieta i zła matka. a dziecku na pewno bardzo źle.

    OdpowiedzUsuń