12 sierpnia 2009

Przychodzi matka do lekarza


Prawdziwą sztuką jest przeżyć z dzieckiem kontakt z polską służbą zdrowia i nie zwariować. I nie chodzi tu bynajmniej o wadliwy system, wiecznie dziurawy budżet, czy mafię prywatnych lekarzy za wszelką cenę (wszelką cenę jaką może zapłacić zdesperowany rodzic) wciskających usługi swoje i swoich przyjaciół. Prawdziwym problemem są lekarze, którzy wiedzą najlepiej, w odróżnieniu od rodziców dziecka i innych lekarzy.
Miejska Mama jeszcze nie zwariowała, choć pół roku leczenia Młodego mocno nadwątliło jej zdrowie psychiczne.
Zaczęło się już w dniu narodzin. Młody, jeszcze siny i z głową w kształcie menhiru zdaje pierwszy państwowy egzamin: pediatra daje mu 10 na 10 w Skali Agpara. Dzień później okazuje się, że dziecko ma krwiaka w mózgu i wzmożone napięcie mięśniowe. Super specjalista neurolog, prywatnie oczywiście, stwierdza, że Młody może nie chodzić, a jeśli zacznie, to dość późno. Jego publiczny kolega po fachu potwierdza, że owszem, z Młodym fajnie nie jest, że trzeba leczyć i rehabilitować. Miejska Mama wspomagana przez d-w-i-e (prywatną i publiczną) rehabilitantki zmienia mieszkanie w mini salę rehabilitacyjną i zmienia życie Młodego w obóz treningowy. Kolejny lekarz, sprawdzony w bojach przy opiece nad siostrzeńcami, z którymi się nie cackał, nie straszył chorobami, nie kłuł nadmiernie, przy Młodym wymięka, chucha, dmucha i skazuje Miejską Mamę na społeczny niebyt - Młodemu może zaszkodzić wszystko. Atrakcją każdego spotkania rodzinnego staje się dywagowanie, czy Młody się pogorszył, czy polepszył, i że zawsze mogło być gorzej, "bo słyszałam, ze...".
Tymczasem według najnowszych cudów techniki, które mierzą, ważą, prześwietlają, naświetlają i wyświetlają całą prawdę o Młodym dziecko jest zdrowe. Mijają miesiące. Młody pod względem intensywności ćwiczeń może konkurować z olimpijczykami, ale uparcie odmawia rozwijania się jak swoi kuzyni i większość dzieci. Miejska Mama z nadzieją zastanawia się, że może wrodzona skromność nie pozwala dziecku podnieść głowy, ale neurolodzy, wspierani przez rehabilitantki nadal nie rokują polepszenia. Młody, dziecko idealne, niewywrotowiec, leży jak kłoda i tylko szczerzy się bezzębną paszczą do kolejnych medyków. Zdaniem ortopedów dziecko jest w stu procentach zdrowe, tylko rozwija się we własnym tempie. A że pręży się, wykręca, nie przewraca - widocznie ma tak być. Radość Miejskiej Mamy zostaje szybko stłamszona werdyktem internistów - ułomny jest, kaleka i tyle. I znów ćwiczenia, masaże, piłki, wałki, hamaki, nosidła, maty...
Od sześciu miesięcy Miejska Mama powoli zdobywa kolejne specjalizacje lekarskie i u każdego nowego specjalisty dowiaduje się o kolejnych ułomnościach syna, wysłuchuje o braku kompetencji lekarzy i uczy się stawiać własną diagnozę z rozbieżnych zaleceń medyków. A Młody się z tego wszystkiego cieszy, bo towarzystwo lubi i chociaż nie jest mu nudno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz