17 stycznia 2013

W drodze na szczyt

Z poprzedniego życia Miejska Mama wie, że im gorzej, tym lepiej – bo jest chociaż co robić. Zgodnie z tą prostą zasadą dziś mamy cudowny dzień. Miejska Mama się pieni, pluje, wścieka, i gdyby mogła, to by nieprzystającą do rzeczywistości panią po drugiej stronie słuchawki przeciągnęła do siebie przez kabel telefoniczny.

A wszystko przez to, że Miejska Mama mieszka na Mount Evereście. Z wszystkimi tego konsekwencjami. Fakt – cudnie jest się budzić i świat mieć jak na dłoni. Tyle, że żeby się położyć należy wcześniej się wspiąć na szczyt. A zimą bez czekanów rady nie da. Przynajmniej po podjeździe dla wózków, który projektował miłośnik wspinaczek wysokogórskich – 30 stopni pod górę jak nic. Podjazdu się nie odśnieża. Bo po co. Jak mróz jest, to dzieci w domu powinny siedzieć. Jak śnieg pada – tym bardziej. Spółdzielnia dba o dobro Młodej i Młodego i szuflą podjazd skrzętnie omija. Śnieg topnieje, potem zamarza, pada i znów zamarza. Pochylnia aż lśni malowniczo od lodowej gładzi. A Miejska Mama wychodzić musi. Bo Młody do przedszkola chadza i dobrze, żeby tam nie nocował.
Po kolejnej próbie samobójczej połączonej z morderstwem własnego młodszego dziecka, kiedy Miejska Mama odziana w buty do górskich wędrówek ślizgała się jak na ślizgawce, postanowiła wpłynąć na rzeczywistość. Uprzejmie, z zachowaniem wszystkiego „dzień dobry” i „przepraszam, czy mogłabym” zadzwoniła do spółdzielni” celem sprowokowania akcji odkuwania schodów z lodu.
  • Proszę pani, ale po co mamy odśnieżać, skoro dziś nie pada? - usłyszała w słuchawce.
  • Proszę pani, ale ja tam wczoraj byłam i nic nie widziałam – usłyszała po chwili.
  • Proszę pani, ale tylko pani ma ten problem – dodała urzędniczka na rozwianie wszelkich wątpliwości i absurdalnych roszczeń Miejskiej Mamy.
Fakt. Tylko Miejska Mama ma wózek. Zatem powinna zacisnąć zęby i nosić go na rękach po odśnieżonych schodach. Bo większość ze schodów korzysta. I jakoś nie narzekają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz